Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 29 marca. Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona
20/02/2018 - 08:00

Stoczyły się na samo dno. Wstrząsające wyznania sądeckich alkoholiczek

Beata nigdy nie zapomni tego dnia, kiedy zabrała córce złoty łańcuszek, pamiątkę z pierwszej komunii świętej i zaniosła do lombardu, żeby mieć pieniądze na wódkę. Wtedy się coś w niej pękło. Rozpłakała się i wreszcie do niej dotarło, że już nie panuje nad swoim pijanym życiem. Poczuła, że sięgnęła dna i ktoś musi ją stamtąd wyciągnąć, że sama nie da rady, że potrzebuje pomocy.

O wyjście na życiową prostą od dwóch lat walczyć też Iwona. Jej picie zaczęło się od topienia smutku w alkoholu, kiedy dowiedziała się, że zdradza ją mąż.

- Mieszkaliśmy za granicą i całkiem nieźle nam się wiodło. Dobrze zarabiałam, a pieniądze inwestowałam w zakup mieszkań na wynajem w Nowym Sączu. Urodziła nam się córka i wydawać by się mogło, że niczego nam nie brakowało. Ale któregoś dnia wyszło na jaw, że mąż mnie zdradza. Miał kochankę.  Ja próbowałam ratować nasze małżeństwo, ale on znikła na całe wieczory.

Iwona wspomina, że była ciągle roztrzęsiona i zaczęła zaglądać do kieliszka. Któregoś dnia postanowiła, że sama wróci z córką do Polski i spróbuje odbudować swoje życie. 

- Myślałam, że przyjazd do Nowego Sącza wszystko zmieni. Ale po powrocie było jeszcze gorzej. Nie odzyskałam spokoju. Po blisko dziesięciu latach spędzonych za granicą zerwały się więzi towarzyskie. Czułam się przeraźliwie samotnie. Wtedy też zaczęłam więcej pić. Niby niewinne, bo to było tylko piwo, ale z czasem nie mogłam się bez niego obejść. Wypijałam dziennie sześć, siedem puszek.

Urszula miała swój codzienny rytuał. Po alkohol nigdy nie sięgała przed dwunastą. Wcześniej odprowadzała jedenastoletnią córkę do szkoły, ogarniała mieszkanie i gotowała obiad. Potem piła już przez cały dzień. Ale, jak mówi, nigdy nikt nie widział jej pijanej. Dbała o to, żeby mieć odpowiedni zapas piwa w domu. Kiedy szła do sklepu po alkohol, była zawsze trzeźwa?

- To było picie w samotności. Nigdy się nie zataczałam, nigdy nie urwał mi się film. Jednak córka była na tyle duża, że widziała, co się ze mną dzieje. Wracała ze szkoły i natychmiast zamykała się w swoim pokoju. W ogóle nie chciała ze mną rozmawiać. - Nieładnie ci pacnie z buzi - tak mówiła, a ja piłam dalej i nie mogłam przestać.

Któregoś dnia zza granicy wrócił jej mąż. Błagał o drugą szansę. Wybaczyła mu i zaczęła mozolnie budować wszystko od nowa. Przestała pić i po jakimś czasie złapała psychiczną równowagę. Mąż, co jakiś czas wyjeżdżał do pracy za granicę.  I wtedy przyszedł ten list. Od tamtej kobiety. Pisała, że jej mąż od dwóch lat prowadzi podwójne życie.  Że cały czas ja okłamuje. To był dla niej wstrząs. Pierwsza myśl, jaka jej wtedy przyszła do głowy, to upić się do nieprzytomności. Wypiła jak wodę całą butelkę wina.

- Zaczęłam znowu pić. W ciągu roku zamieniłam się w alkoholiczkę? Nadal mieszkałam z mężem, ale życie zamieniło się w piekło. Niemal codziennie były awantury. Córka coraz bardziej zamykała się w sobie i zupełnie się ode mnie odwróciła. Mąż zaczął mnie bić i poniżać. - Jesteś nikim, jesteś nic niewarta. Ten cały koszmar to wszystko to twoja wina- mówił do mnie. A ja czułam, że spadam na samo dno alkoholowego piekła.

Któregoś dnia uświadomiłam sobie, że sama nie dam rady. Że potrzebuję pomocy. Zgłosiłam się do ośrodka leczenia uzależnień. To było dla mnie bardzo trudne, bo tam musiałam wreszcie przyznać się do tego, że jestem alkoholiczką.  Dopiero wtedy  zaczęło się moje trzeźwe życie. Tam też dowiedziałam się, jak doprowadzić do wszczęcia sądowego postępowania wobec mojego męża. Poskutkowało. Przestał mnie bić.  

Przyznanie się do alkoholizmu wydaje się dla kobiet barierą nie do pokonania - mówi psycholog Bogdan Kajzer. Wstydzą się tego bardziej niż mężczyźni. To u nich częściej pojawia się mechanizm zaprzeczania problemom związanym z piciem.

Nie jestem żadną alkoholiczkę! - mówią zazwyczaj pijące kobiety. Nigdy nie byłam w izbie wytrzeźwień! Nikt nigdy nie widział mnie pijanej na ulicy! Żeby się leczyć alkoholik musi się przyznać przed samym sobą, że jest chory. To jest najtrudniejsze.  Bywa więc, że pijące kobiety zgłaszają się do placówek odwykowych, kiedy zostają przyciśnięte do muru, na przykład groźbą rozwodu, czy utratą pracy. Ale to presja z zewnątrz, a nie własna decyzja. W takich przypadkach próby leczenia kończą się niepowodzeniem.

Zanim do Magdy dotarło że jest alkoholiczka, była na odwyku cztery razy.

- Zawsze byłam perfekcjonistką. W szkole świadectwa z czerwonym paskiem, studia z piątką na dyplomie. Potem dobra praca w prywatnej firmie w Krakowie.  Oczywiście musiałam być najlepsza. Kariera tak zdominowała moje życie, że odszedł ode mnie mój ukochany mężczyzna - opowiada. - A ja pracowałam jeszcze więcej. Długo siedziałam w pracy, a potem jeszcze w domu. Ta moja perfekcja doprowadziła do tego, że przybywało mi obowiązków. Skoro tak świetnie sobie radziłam, dostawałam nowe zadania. Nie potrafiłam odpuścić. Ale to wszystko było okupione ogromnym stresem. Raz, drugi, trzeci sięgnęłam po kieliszek koniaku. To mnie odprężało.







Dziękujemy za przesłanie błędu