Sprzedaj pan rydza. Warszawiak osłupiał na opłotkach Krynicy
Stoki narciarskie, pijalnie wód mineralnych, regionalne karczmy… Krynica ma czym wabić turystów. Takich billboardów spodziewał się zapewne turysta z Warszawy, który wybrał się do uzdrowiska. Zobaczył jednak baner, który wprawił go w osłupienie.
- Jadę sobie samochodem i co widzę? Wystający z krzaczorów wielgachny napis „Skupujemy rydze”. Myślę sobie, grzybów im zabrakło i liczą na to, że przywiozą je ludzie z Polski?
Ulokowany w gęstych zaroślach przepasany banerem billboard, wywołał w mieszkańcu stolicy skojarzenie z czasami PRL-u i wyskakującym z krzaków opryszkiem, który składał propozycję nie do odrzucenia: „kup pan cegłę!”.
- Myślałem, że zaraz ktoś zaatakuje mnie okrzykiem „sprzedaj pan rydza”. A tak poważnie, to czy w Krynicy rydzów zabrakło? Czy ten baner to przejaw determinacji lokalnych restauratorów, którzy w tym roku stali się ofiarą rydzowej klęski nieurodzaju?
Rzeczywiście. W tym roku rydzów w Krynicy było jak na lekarstwo.
- Mamy pysze regionalne dania, ale rydzów nie ma. W tym roku ze względu na kaprysy pogody nie obrodziły - mówi kelnerka restauracji usytuowanej w pobliżu krynickiego deptaka. Nasi goście są niepocieszeni.
Rydze to znak rozpoznawczy Krynicy. Lokalny przysmak, który można dostać w każdej krynickiej restauracji wypromował pochodzący z Nowego Sącza były premier Józef Oleksy. Stworzył nawet nieformalną grupę pod nazwą Stowarzyszenie Miłośników Rydza.
Oleksy przywoził swoich gości jesienią na Forum Ekonomiczne i wszyscy zjadali się rydzami. Smażone rydze były podstawą ich wyżywienia. Ale któregoś roku region nawiedziła susza i rydze nie obrodziły. Ponoć burmistrz Krynicy Dariusz Resko musiał się z tego gęsto tłumaczyć radzie stowarzyszenia.
Jmik, fot. czytelnik