Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 29 marca. Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona
06/09/2017 - 17:20

Nie ma rzeczy niemożliwych: dla Tomka Brzeskiego zdobył Bałtyk na rowerze!

- (…) „nie ma rzeczy niemożliwych” pomyślałem: jest mokro, zimno i wietrznie, ale przecież może być gorzej. Elektronika może tego nie wytrzymać, ale przecież ja nie jestem z cukru i się nie roztopię! – brzmi fragment opowieści sądeczanina Piotra Pociechy, który w trzy dni zdobył na rowerze Bałtyk, tylko po to, by dodać otuchy Tomkowi Brzeskiemu. Teraz rower nazwany Czarnym Rekinem cyklista wystawi na aukcję, z której cały dochód przeznaczony zostanie na rehabilitację Tomka.

O planach i intencjach Piotra Pociechy pisaliśmy już w publikacji Zdobędzie Bałtyk na Czarnym Rekinie by dać power Tomkowi Brzeskiemu!

Teraz obiecana relacja z wyprawy, bo cel został osiągnięty. Piotr Pociecha tak opowiada tę niebagatelną eskapadę:

Na trasę wyruszyłem w środę 30 sierpnia  w godzinach porannych. Prognozy na pierwsze dwa dni były optymistyczne, więc zacząłem spokojnie, choć ze świadomością, że do pokonania jest ogromny dystans.

Za cel postawiłem sobie pokonanie trasy w 3 dni, zatem liczyłem się z faktem, że dziennie będę musiał przejechać sporo ponad 200 km. Przy kołach 26 cali nie wróżyło to prostego zadania. Ładunek rozmieściłem na ramie optymalnie toteż zbytnio nie odczuwałem jego negatywnego wpływu na komfort jazdy. Oczywiście dodatkowy ciężar podnosił ryzyko uszkodzenia opon przy ewentualnym najechaniu na ostre odłamki, których na poboczach dróg nie brakuje. O stan techniczny roweru byłem spokojny, gdyż po raz kolejny sprawdził go i ustawił świetny mechanik oraz kolarz z serwisu w Nowym Sączu.

Do dyspozycji miałem sporo elektroniki i sprawdzonych programów, które były dla mnie jedynym wsparciem, bowiem plan wyprawy zakładał samotne pokonanie trasy od początku do samego końca.

Pierwszy dzień upłynął pod znakiem intensywnej jazdy przy upalnej pogodzie. Przejazd odbywał się sprawnie, a utrudnieniem okazała się reorganizacja ruchu związana z przebudową dróg w Jędrzejowie. Po minięciu miasta dokładałem wszelkiego wysiłku, żeby pierwszy etap zakończyć już w województwie łódzkim i to się też udało.

Po przejechaniu 240 kilometrów zatrzymałem się w mieście Przedbórz, gdzie przy pomocy mojej niezawodnej aplikacji znalazłem tani nocleg w schronisku szkolnym. Poza umiarkowanym zmęczeniem i lekkim oparzeniom skóry od słońca byłem gotowy do rozpoczęcia nazajutrz kolejnego etapu.

O poranku przywitała mnie gęsta mgła. Przed godziną 6 ruszyłem do przodu rozpędzając coraz bardziej Czarnego Rekina. W radiu usłyszałem komunikat pogodowy ostrzegający przed piątkowym załamaniem pogody. Już wtedy uświadomiłem sobie, że tego dnia muszę dojechać jak najdalej, by na ostatni, deszczowy etap pozostało do celu jak najbliżej. Po minięciu Piotrkowa Trybunalskiego krajobraz coraz bardziej przypominał profilem płaską powierzchnię szosowej opony kenda, co nie znaczy jednak, że był całkowicie wolny od wzniesień. W rzeczywistości trasa jest wiele bardziej zróżnicowana niż na mapie.

Jadąc przed siebie, co jakiś czas z niepokojem spoglądałem w odległy horyzont na którym chmur przybywało z godziny na godzinę.

Tego dnia podróż uszła mi jeszcze na sucho. Po przejechaniu 260 kilometrów zatrzymałem się uzdrowiskowym mieście Ciechocinek. Na specjalne kurację nie było jednak czasu. Musiało wystarczyć kilka godzin snu.

1 dzień 30.08.2017: Jelna (gmina Gródek nad Dunajcem) - Jędrzejów - Przedbórz (woj. łódzkie) 240 kilometrów

2. dzień 31.08.17 Przedbórz - Włocławek - Ciechocinek (Kujawsko-Pomorskie) 260 km

3. Ciechocinek 01.09.17 - Grudziądz - Gniew - Pruszcz Gdański - Gdańsk Molo Brzeźno (woj. Pomorskie) 230 km

Nazajutrz w oknie zobaczyłem coś czego obawiałem się najbardziej. Od samego rana na zewnątrz deszcz ścielił się gęsto. Do Morza zostało około 230 kilometrów. Meteogram i wszelkie prognozy pogody były bezlitosne. Wykorzystując chwilowe zmniejszenie opadów ruszyłem w kierunku Torunia. Po drodze starałem się zabezpieczyć elektronikę, między czasie szukając po stacjach bezskutecznie peleryny. Toruń przywitał mnie jeszcze silniejszą ulewą.

Na chwilę zatrzymałem się tam w jednym z podziemnych przejść. Trzeba było szybko podjąć decyzję co dalej. Wszystkie wyjścia z sytuacji wydawały się trudne. Przekładanie jazdy na kolejne dni nie dawało nic, ponieważ prognozy zapowiadały długoterminowe pogorszenie pogody. Do Gdańska nawałnica miała dotrzeć dopiero wieczorem, zatem wywnioskowałem, że jeżeli przetrwam ponad 100 kilometrową ścianę deszczu będzie coraz lepiej i cel uda się osiągnąć. Postawiłem wszystko na jedną kartę.

Spoglądając na kapsel z Tymbarka przymocowany do kierownicy z napisem " nie ma rzeczy niemożliwych" pomyślałem: jest mokro, zimno i wietrznie, ale przecież może być gorzej. Elektronika może tego nie wytrzymać, ale przecież ja nie jestem z cukru i się nie roztopię! Ruszyłem więc przed siebie licząc, że wysiłek mnie ogrzeje. Ulewa towarzyszyła mi do samego końca trasy. Dotarłem do Morza, które przywitało mnie chłodem. Pozostaje mieć nadzieję, że to nie ostatni oddech lata.

Drogę powrotną do Krakowa spędziłem w pociągu PKP Intercity. Do Sącza dojechałem autobusem.

Czarny Rekin dotarł do Morza w zakładanym czasie 3 dni. Tym razem tą niełatwa podróż dedykowana była powracającemu do zdrowia po wypadku Tomkowi Brzeskiemu. Niebawem rower zostanie wystawiony na aukcję charytatywną. Jeśli osiągnie cenę minimalną całkowity dochód przekazany zostanie na wsparcie leczenia Tomka. Jeśli nie wyruszy kiedyś w kolejną trasę.

ES [email protected] Fot.: archiwum Piotra Pociecha 

Podróż dla Tomka Brzeskiego




Fot.: archiwum Piotra Pociechy






Dziękujemy za przesłanie błędu