Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 19 kwietnia. Imieniny: Alfa, Leonii, Tytusa
16/03/2019 - 00:10

Lekcja historii: redakcja "Sądeczanin Historia" odpowiada na zarzuty zarządu PTH

Redakcja kwartalnika "Sądeczanin Historia" odpowiada Leszkowi Zakrzewskiemu. Zakrzewski, w imieniu zarządu nowosądeckiego oddziału Polskiego Towarzystwa Historycznego zarzucił autorom kwartalnika m.in. „zafałszowywanie prawdy historycznej” i „pełne przekłamań sformułowania” w ostatnim numerze pisma.

Odpowiedź na list Prezesa Zarządu Oddziału PTH w Nowym Sączu mgra inż. Leszka Zakrzewskiego

Z niekłamanym zdumieniem zapoznaliśmy się z niezwykle emocjonalnym i napastliwym listem autorstwa mgra inż. Leszka Zakrzewskiego, Prezesa Zarządu Oddziału PTH w Nowym Sączu, jaki nadszedł do redakcji kwartalnika „Sądeczanin Historia”. Podstawowym powodem tego zdumienia jest fakt, że totalna krytyka, a nawet potępienie drugiego numeru periodyku (nr 1/2019) dokonane zostało wyłącznie na podstawie znajomości tekstu wstępnego, bez lektury całości czasopisma, czego dowodzą zawarte w treści listu argumenty, niemające żadnego potwierdzenia w recenzowanym wydawnictwie.

Zobacz: Zarząd PTH oburzony, prezes Zakrzewski wysyła pismo

Autor listu, zarzucając „zafałszowywanie prawdy historycznej” i wytykając „pełne przekłamań sformułowania”, sam w swojej krytyce używa tego typu narzędzi.

Kluczowy jest początkowy fragment listu, zawierający słowa „w naszej opinii”. Zawarta w nim krytyka nie jest bowiem polemiką z faktami, ale objawem błędnego zrozumienia i zinterpretowania poszczególnych słów i twierdzeń. Na potwierdzenie swoich opinii autor listu nie przywołuje żadnych cytatów z zawartych w kwartalniku tekstów, a jedynie subiektywne wrażenie, stanowiące nadinterpretację, a niejednokrotnie manipulację. Jest to pierwszy dowód braku znajomości treści artykułów pomieszczonych w kwartalniku, gdyż zapoznanie się z nimi nie pozwoliłoby na sformułowanie większości zarzutów.

Pierwsza fałszywa teza mgra inż. Leszka Zakrzewskiego zawarta jest w zdaniu rozpoczynającym drugi akapit listu: „Lansowana tak ochoczo przez autorów „wielokulturowość”, w naszej opinii ma udowadniać tezę, że zamieszkujące w różnych okresach dziejów tereny Sądecczyzny mniejszości narodowe miały decydujący wpływ na rozwój regionu.”

Na 100 stronach kwartalnika, w tekstach 11 autorów ani raz nie pojawia się takie twierdzenie, ani nawet podobna sugestia. Co więcej, pierwszy z zamieszczonych artykułów autorstwa Jakuba Bulzaka pt. „Polacy na Sądecczyźnie w tyglu narodowym” rozpoczynają m.in. takie słowa: „Poświęcając obecny numer naszego kwartalnika wielokulturowości Sądecczyzny, warto nie stracić z pola widzenia grupy kulturowo i narodowościowo dominującej w naszym regionie, czyli ludności polskiej.

Często bo wiem zdarza się, że pojęciem „wielokulturowość” obejmuje się jedynie grupy mniejszościowe, stanowiące procent czy wręcz promil obserwowanej społeczności, zapominając o grupie dominującej. W związku z tym opis mniejszości pozbawiony zostaje tła, bywa mocno niepełny, ich egzystencja wydaje się zawieszona w próżni, tak jakby funkcjonowały w oderwaniu od pozostałych mieszkańców swoich środowisk, nie wchodząc z nimi w wielopłaszczyznowe relacje.” Zdania te precyzyjnie określają cel, jaki przyświecał redakcji, planującej wydanie numeru poświęconego wielokulturowości Sądecczyzny.

Żeby się jednak o tym przekonać trzeba przeczytać więcej, niż jednostronicowy artykuł wstępny. Trudno jednak wymagać, by publikacja skupiająca się na opisie mniejszości narodowych i etnicznych miała w przeważającej części poruszać tematy omawiające wkład w rozwój regionu ludności polskiej. Stustronicowe czasopismo nie jest regionalną monografią, syntetyzującą całość dziejów regionu.

Zasługom Polaków w walce o odzyskanie niepodległości poświęcony został pierwszy numer kwartalnika wydany 31 października 2018 r. (przypomnijmy, że odbywająca się przy okazji jego promocji krótka sesja w nowosądeckim Ratuszu była oprócz odsłonięcia restytuowanych tablic na ruinach Baszty Kowalskiej i spaceru historycznego dla seniorów i młodzieży prowadzonego przez Łukasza Połomskiego i Jakuba Bulzaka, jedynym akcentem upamiętniającym dokładną datę wyzwolenia Nowego Sącza spod zaborczej okupacji).

Kwartalnik, jako wydawnictwo cykliczne, stworzy nam jeszcze niejedną okazję, by odpowiednio uwypuklić godne upamiętnienia liczne zasługi Sądeczanek-Polek i Sądeczan-Polaków.

Kolejne zawarte w tym akapicie listu zarzuty tylko potwierdzają nieznajomość artykułu Jakuba Bulzaka, w którym wyjaśnia on znaczenie czynnika religijnego w samookreślaniu się społeczności i rolę średniowiecznej „Christianitas” w budowaniu uniwersalnej cywilizacji europejskiej.

Zarzucając autorom zafałszowania i przekłamania mgr inż. Leszek Zakrzewski stwierdza: „…zdecydowana większość odwiecznych mieszkańców Sądecczyzny, od czasów chrystianizacji docierającej tu z państwa wielkomorawskiego, jeszcze przed chrztem Mieszka I, to byli i są wyznawcy religii katolickiej”. W tym jednym zdaniu zawarte są przynajmniej cztery zafałszowania i przekłamania. Po pierwsze, nazywając odwiecznymi mieszkańcami Sądecczyzny schrystianizowaną ludność słowiańską, neguje się przynajmniej dwuwiekowy okres zasiedlania tych terenów przez Słowian wyznających własną pierwotną religię, a nade wszystko występowanie na tym terenie osadnictwa przedsłowiańskiego, choćby związanego z odkrytą w Maszkowicach osadą, już ok 1750 r. p.n.e. zamieszkiwaną przez ludność o dość wysokiej cywilizacji, nazywaną kulturą Otomani-Fuzesabony, mającą swoje gniazdo na pograniczu obecnej Rumunii, Węgier i Słowacji (były to czasy mniej więcej babilońskiego króla Hammurabiego).

Po drugie, jako pewnik przedstawia niepotwierdzoną hipotezę o chrystianizacji państwa Wiślan przez Państwo Wielkomorawskie. Po trzecie, wyznanie katolickie mylnie nazywa religią (pomijając już zasadność użycia słowa „katolicki” w odniesieniu do średniowiecznego chrześcijaństwa). Wreszcie po czwarte, błędnie utożsamia obrządek, w którym ewentualnie chrzest przyjął władca Wiślan (tzw. chrystianizacja metodiańska prowadzona w obrządku słowiańskim, stworzonym przez Cyryla i Metodego, którzy do Europy środkowej przybyli z Bizancjum), z obrządkiem łacińskim, który do swojego państwa wprowadził Mieszko I.

Wytykając deprecjonowanie największego, czyli polsko-katolickiego wkładu w rozwój kulturowy Sądecczyzny” po raz kolejny polemizuje z własnymi insynuacjami, gdyż takie sformułowania i sugestie nie pojawiają się nawet w atakowanym wstępie autorstwa Łukasza Połomskiego. Zawarte w akapicie trzecim twierdzenie o lokacji Nowego Sącza, dokonanej „celem stworzenia ośrodka konkurencyjnego względem Starego Sącza” jest sprzeczne z aktualnym stanem badań ogłoszonych w I tomie „Dziejów miasta Nowego Sącza”. Założenie nowego miasta w widłach Dunajca i Kamienicy, której pomysłodawcami byli księżna Kinga i biskup krakowski Paweł z Przemankowa, miała być translokacją Sącza w nowe miejsce: świadczy o tym lokacja na gruntach wsi biskupiej, przeniesienie męskiego klasztoru franciszkańskiego, plan budowy żeńskiego konwentu klarysek, powierzenie roli zasadźców synom ówczesnego wójta starosądeckiego, częściowa migracja mieszczan do nowopowstającego ośrodka. Błędne również jest twierdzenie o pojawieniu się ludności żydowskiej w Nowym Sączu dopiero po 1673 r., gdyż pierwsi Żydzi odnotowani zostali w dokumentach z XV w., a od początków XVII w. osiedlali się na przedmieściach.

Chcąc koniecznie zdeprecjonować wkład mniejszości narodowych w rozwój Sądecczyzny autor listu zadaje pytania, na które odpowiedź ujawnia fałszywość jego twierdzeń. Czy można udowodnić, że np. Cyganie (Romowie) pozostawili po sobie jakieś budowle…?” W Sądeckim Parku Etnograficznym utworzono sektor Cyganów Karpackich, gdzie prezentowane są dwa budynki mieszkalne z Maszkowic i kuźnia z Czarnej Góry. Należy rozumieć, że liczna reprezentacja Romów wśród kowali nie może zostać uznana za wkład w rozwój regionu? Podobnie obecność w bożonarodzeniowej obrzędowości grup kolędniczych postaci Cygana i Cyganki nie jest wpływem istnienia tej społeczności na polską kulturę ludową Sądecczyzny?

A popularność cygańskiej muzyki (obserwowana na festiwalach Pannonica, czy Karpaty Offer), będąca echem działalności licznych romskich muzyków, przygrywających na wiejskich zabawach (Monika Szewczyk w swoim tekście przywołuje wypowiedź ks. prof. Józefa Tischnera, relacjonującego opowieści jego matki o cygańskich muzykach na jej weselu w Łopusznej)? A wreszcie coroczna pielgrzymka Romów do sanktuarium Matki Boskiej Bolesnej w Limanowej nie jest wciąż żywym kształtowaniem pobożności regionu?

Twierdzenie „To nie „niemieckość”, czy „rusińskość” miały wpływ na rozwój regionu, a rolę jaką pełnili w społeczeństwie!” łatwo obalić dwoma argumentami. Pierwszym z nich jest (opisana w tekście Sławomira Wróblewskiego) zasługa kolonistów niemieckich w podnoszeniu jakości budownictwa wiejskiego oraz upowszechnianiu nowocześniejszych form gospodarowania, wynikająca nie z roli, jaką pełnili w społeczeństwie, ale z ich pochodzenia z regionów, w których cywilizacyjny rozwój obszarów wiejskich był wyższy, niż w Galicji. Drugi argument, to uważany dziś za jedną z wizytówek Małopolski Szlak Architektury Drewnianej, obejmujący w dużej części grekokatolickie cerkwie, wnoszone przez Łemków dla podkreślenia swojej Rusińskości, czyli odrębności od rzymskokatolickich Polaków i prawosławnych Rosjan.

Postępując zgodnie z logiką autora listu, należałoby zakwestionować fakt impulsów rozwojowych Nowego Sącza w postaci jednostki wojskowej, gimnazjum oraz linii i zakładów kolejowych, gdyż powstały one decyzją narodowo i kulturowo obcej Polakom zaborczej władzy okupacyjnej… Nietrafiony jest też argument przywołujący procentowe proporcje liczby ludności polskiej i mniejszości narodowych, bo o ile w samym Nowym Sączu Polacy zawsze stanowili liczebną większość, o tyle w południowo-wschodniej części dawnego powiatu sądeckiego żyjąca w zwartych społecznościach ludność łemkowska dominowała nad Polakami.







Dziękujemy za przesłanie błędu