Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 29 marca. Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona
17/11/2017 - 06:00

Co się stało, że zabił ją i synka? Był w niej taki zakochany. Często siedzieli na tej ławeczce

Nie mogę w to uwierzyć, byli w sobie tacy zakochani... Często w ciągu dnia wpadał do niej do pracy, lubili siedzieć tam, na tej ławeczce. Zawsze się do siebie przytulali. Co się takiego strasznego stało, że zabił ją i swojego synka? Sprzedawczyni z ciastkarni kręci głową. Pracuje przy ulicy kardynała Wyszyńskiego, tuż obok salonu kosmetycznego należącego do zamordowanej Beaty.

Salon kosmetyczny sąsiadujący z bazyliką św. Małgorzaty jest dziś zamknięty na głucho.

- Rano dziewczyny przyszły do pracy. I zaraz salon zamknęły, kiedy dowiedziały się o tym strasznym morderstwie na ulicy 29 listopada. Były wstrząśnięte - jak my tu wszyscy - i zaraz poszły - mówi sprzedawca sklepu z dewocjonaliami sąsiadującego z salonem. Co tu więcej powiedzieć. Taka tragedia.

Beatę wszyscy tu znali z widzenia. Często wpadała do malutkiej ciastkarni po drugiej stronie ulicy kardynała Wyszyńskiego vis a vis swojego salonu.

- Była taka sympatyczna - mówi sprzedawczyni. - Czasem zamieniłyśmy kilka słów. Lubiła kupić coś słodkiego. - Nie mogę w ogóle dziś pracować. Cały czas o tym myślę. Takie  nieszczęście. Morderstwo, to brzmi tak nieprawdopodobnie. Nie mogę w to uwierzyć, że zabił ją i swojego synka. Przecież widać było, że są tacy zakochani.  

Czytaj Tragedia ma wiele wątków. Dlaczego doszło do śmierci męża, żony i dziecka?

Sprzedawczyni ciastkarni wskazuje na stylową ławeczkę stojącą przed salonem kosmetycznym.

- Jak było ciepło, często tam siadywali. Bo on do niej wpadał do pracy, nieraz po kilka razy w ciągu dnia. Lubili się do siebie przytulać. Rozmawiali sobie i  uśmiechali się do siebie. Nieraz był z nimi ich synek. To jak jakiś czarny sen. Oni teraz wszyscy nie żyją.

Czytaj też Zbrodnia przy ulicy 29 listopada w Nowym Sączu. Czy mógł zabić z miłości?

Równie wstrząśnięta jest młoda kobieta pracująca w pobliskim sklepie spożywczym w Rynku.

- Nie wierzę, że coś takiego mogło się stać. To była śliczna blondynka. Znałam ją trochę, bo mój narzeczony był dobrym kolegą jej męża. Miła, dobra i łagodna. On był w niej bardzo zakochany, choć z tego co wiem lubił poimprezować, trochę wypić. Nie wyglądał na takiego, który ma jakieś kłopoty. Świetnie im się powodziło. Na brak pieniędzy nie mogli narzekać.                                                                                                                                             

Kobieta ze sklepu słyszała o liście, który podobno zostawił samobójca. 

- Dzwoniła do mnie jej przyjaciółka. Nie wiem skąd ona to wie, ale podobno w tym liście napisał, że bardzo ją kocha i ją i dziecko i chce być razem z nimi pochowany.

[email protected] fot. J.M  (imię zostałało zmienione)







Dziękujemy za przesłanie błędu