Biegonice: żeby zarobić albo się zabawić mogą nawet zabić. Grób dają gratis
Zaraz przy chodniku na Węgierskiej - na wysokości mniej więcej Winnej Góry - zieje wielka dziura. Ktoś gwizdnął właz do studzienki. Co się w niej kryje? Na oko trudno ocenić, ale niezależnie od przeznaczenia włazu jego brak ewidentnie godzi w bezpieczeństwo pieszych i rowerzystów. Upalnie i duszno, o roztargnienie czy zmęczenie nie jest trudno i tragedia murowana – otwór jest tak duży, że wpadnie tu nawet cały rower.
Gdyby ukradziono właz do kanalizacji sprawa byłaby oczywista – trzeba dzwonić do Sądeckich Wodociągów albo do Urzędu Miasta. Ale co w sytuacji gdy właz nie ma nic wspólnego z miejską infrastrukturą?
Zobacz też: Huragan przeszedł nad Parkiem Strzeleckim. Tego nie da się opisać [ZDJĘCIA]
- Bezwzględnie w każdej takiej sytuacji trzeba zaalarmować Straż Miejską a my natychmiast ustalimy i skontaktujemy się z właścicielem instalacji, którą właz zabezpieczał – apeluje Dariusz Górski komendant SM, który we wskazane przez nas miejsce od razu wysłał patrol.
Kradzież studzienek – mimo że te są wyjątkowo ciężkie i w rękach nie da się ich gdzieś dalej przenieść - nie należy do rzadkości. Bo choć - teoretycznie - punkty skupu złomu nie powinny ich przyjmować i tak niejeden amator szybkiego zarobku zorganizuje sobie zbyt. Inna rzecz, że nie raz i nie dwa włazy, kratki ściekowe wandale zdejmowali nie dla zarobku, tylko z czystej głupoty, dla tak zwanej „popisówy”…
Dziś – jak zaznacza Górski – takich incydentów jest mniej niż kiedyś. Cierpią na nich nie tylko ludzie, ale również zwierzęta. – W takich dziurach często znajdowaliśmy psy, lisy a nawet sarny. Nie wolno koło takiego miejsca przechodzić obojętnie – apeluje szef miejskich strażników.
ES [email protected] Fot.: ES