Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Sobota, 20 kwietnia. Imieniny: Agnieszki, Amalii, Czecha
09/08/2016 - 13:00

Zbierali podpisy za ograniczeniem handlu w niedzielę. Gorące dyskusje na Jagiellońskiej

W centrum Nowego Sącza działacze Solidarności zbierali dzisiaj podpisy za ograniczeniem handlu w niedzielę. Było dużo gorących dyskusji z przechodniami. Pod projektem ustawy chętniej podpisywały się kobiety.

Przy mężczyznach związkowcy musieli się mocno „napracować”.  Taki na przykład pan Krzysztof podpisał się dla świętego spokoju. W ciągu godziny solidarnościowcy zebrali jednak ponad dwieście podpisów.

Przy stoliku na deptaku przy Jagiellońskiej dyżurowali: Krzysztof Kotowicz, szef sądecko-gorlickiego Oddziału nr 1 ZR Małopolska, popularna szefowa biura „S” Grażyna Święs oraz nauczycielka Agata Łukacz. Na ulicy Sobieskiego podpisy zbierały dwie następne, energiczne panie z Solidarności nauczycielskiej: Joanna Mirek – Skoczeń i Iwona Kamińska.   

Związkowcy nie czekali aż im podpisy z nieba kapną. Byli aktywni, wychodzili do ludzi. Rozdawali przechodniom ulotki i zachęcali do poparcia projektu ustawy. Wielu sądeczan mówiło,  że już to zrobili. Inni „migali się” brakiem dowodu osobistego, a jeszcze inni przechodzi obok, bez słowa, a nawet rzucali złe spojrzenia.      

Jak zauważył reporter Sądeczanina chętniej podpisywały się kobiety. Pytaliśmy te panie o motywację.

- Jako chrześcijanka, katoliczka uważam, że w niedzielę rodzina powinna być ze sobą. Podpisuję się dla rodziny! – oświadczyła twardo pani Teresa. Przedstawiła się jako „Sądeczanka z Wrocławia”.

Z kolei pani Elżbieta powiedziała, że nie lubi jak się pracuje w niedzielę. - Niedziela jest dla Boga i rodziny: męża i dzieci, bo kiedy, jak nie w niedzielę mają być razem?! - pytała.  

Za chwilę podpisały się teściowa z synową, a następnie przy stoliku przysiadła inna kobieta w średnim wieku.  – Mój pracuje w Norwegii. Byłam niedawno u męża i tam w Norwegii w niedzielę nie handlują, a wszystko funkcjonuje jak należy –  opowiadała pani Lucyna, sięgając po dowód osobisty.  

Pewna emerytka powiedziała krótko: „Mam zaufanie do znaczka „Solidarności”, mimo wszystko”.  A młoda dziewczyna (na oko dwadzieścia parę lat) tak tłumaczyła: „ Ja myślę, że w niedziele trzeba siedzieć w domu, z dziećmi, a nie chodzić do roboty.”   

Mężczyźni chętnie brali ulotki i wdawali się w dyskusję ze związkowcami, lecz podpisywać się nie chcieli.

- Jestem pracodawcą, nie pochodzę stąd. U nas ludzie chcą pracować w niedzielę. W niedzielę zarabiają drugi tyle, co w dni powszednie  – tłumaczył pewien turysta.

- Nie tylko pieniądze się liczą, a rodzina, dzieci, wspólny niedzielny obiad nie mają znaczenia? – przekonywał Kotowicz. – Jak nie będzie pieniędzy w domu, to nie będzie obiadu. Skoro ludzie chcą pracować w niedzielę, to niech pracują, nie wolno zabraniać, nie ma przymusu pracy w niedzielę – nie dawał za wygraną turysta.

- Twierdzi pan, że jest pracodawcą, więc spytam pana, jaki jest pożytek z przemęczonego pracownika, który nawet w niedzielę nie odpoczywa?  – zapytał chytrze Kotowicz. Turystę „zapowietrzyło”.  Od słowa do słowa i okazało się, że nasz „turysta” to restaurator z Sanoka o imieniu Darek, z sądeckimi korzeniami (matka pochodzi z Rożnowa). Gdy pan Darek usłyszał, że projekt „Solidarności” w ogóle nie dotyczy gastronomii - zasępił się, ale ostatecznie podpisu nie złożył, choć przyjaźnie rozstał się ze związkowcami. Obiecał przemyśleć sprawę. 

Najdłużej Krzysztof  Kotowicz i Agata Łukacz męczyli się z panem Krzysztofem (na zdjęciu), który za żadne skarby nie chciał złożyć podpisu. – Nie lubię Dudy, waszego przewodniczącego. W domu wczasowym nad morzem  zatrudniał ludzi na śmieciówkach, a teraz wnosi taką ustawę do Sejmu. Co za obłuda! – denerwował się mężczyzna. – A jakie tu Duda ma znaczenie, chodzi o sprawę – perswadował Kotowicz.

- Trzeba zmienić organizację pracy, cały system jest do przebudowy. Oczywiście, że jestem przeciwko wyzyskowi pracowników, ale nie tędy droga. Zmuście kapitalistom, żeby więcej płacili robolom – upierał się pan Krzysztof. – Zacznijmy od niedzieli, pan jest widzę dobrym człowiekiem - mówił związkowiec.

To było celne, mężczyzna w ciemnych okularach skapitulował. Pan  Krzysztof usiadł przy stoliku i z grymasem na twarzy sięgnął po portfel z dowodem osobistym. - Nie przekonaliście mnie, robię to dla świętego spokoju - oświadczył uroczyście, przyzywając żurnalistę Sądeczanina na świadka.     

W sumie, w ciągu godziny związkowcy zebrali ponad 200 podpisów, zapełnili 21 kartek, a na każdej po 10 podpisów z adresem i Pesel-em.

Podobna akcja odbyła się dzisiaj w większości polskich miast. Solidarność potrzebuje 100 tys. podpisów pod projektem ustawy, aby go przesłać do Sejmu. Projekt dotyczy głównie sklepów wielkopowierzchniowych, chodzi o biedne kasjerki z Lidla i innych Biedronek. Z działania ustawy wyłączone byłyby małe sklepy osiedlowe, apteki, kwiaciarnie, stacje benzynowe.  Markety handlowałyby w niedzielę przed świętami: Bożym Narodzeniem i Wielkanocą oraz w okresie wyprzedaży.  

(HSZ), fot. własne

Solidarność zbierała podpisy pod projektem ustawy o ograniczeniu handlu w niedzielę










Dziękujemy za przesłanie błędu