Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 28 marca. Imieniny: Anieli, Kasrota, Soni
06/01/2017 - 17:25

Wypadek pod Kurowem, tragedia w Świniarsku. Osierocili trójkę dzieci

Dlaczego doszło do tej tragedii, dlaczego? – pytają pogrążeni w niewyobrażalnym bólu krewni młodego małżeństwa, które zginęło w czwartek, późnym popołudniem w wypadku na drodze krajowej nr 75 pod Kurowem, w rejonie kamieniołomu. Dlaczego odeszli wspaniali młodzi ludzie, którzy nad życie kochali swoje dzieci? Od domu w Świniarsku, gdzie mieszkali dzieliło ich zaledwie kilkanaście kilometrów... Nie dojechali.

Nie żyją rodzice trójki małych dzieci - 5-letnich bliźniąt - Madzi i Mikołaja i 9-letniego Damiana. Czemu los sprawił, że właśnie oni zginęli na drodze krajowej nr 75? W czwartek, na dzień przed świętem Trzech Króli, wracali swym Volkswagenem Golfem z kontrolnych badań w szpitalu dziecięcym w Krakowie-Prokocimiu, dokąd pojechali z 5-letnią Madzią.

Nikt, nawet w najczarniejszych snach nie przypuszczał, że ta mała dziewczynka, po kilku godzinach od opuszczenia szpitala, trafi tym razem, jako pacjentka, ponownie do tej placówki. Ona wraz z rodzicami wracała do domu z Krakowa. Samochód Volkswagen Golf, którym jechała z rodzicami, zderzył się czołowo z wypełnionym pasażerami autobusem kursowym Szwagropola, jadącym z Nowego Sącza do Krakowa.

Ranną dziewczynkę spod Kurowa przetransportował do Prokocimia śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.

 To kolejny dramat, który wydarzył się na tej bardzo ruchliwej trasie. Portal Sądeczanin.info dotarł do krewnych tragicznie zmarłego małżeństwa. Udało się nam z nimi porozmawiać.

- W takich chwilach naprawdę  ciężko jest  zebrać myśli - mówi Andrzej Witowski, kuzyn zmarłej mieszkanki Świniarska. – Ta tragedia jeszcze do nas nie dociera. Nigdy się z nią nie pogodzimy. Moja kuzynka Małgosia i jej mąż Robert byli wspaniałymi rodzicami trójki przekochanych dzieci.

- Świata za sobą nie widzieli. Dzieci - to było oczko w głowie Małgosi i Roberta. Czy do lekarza, na rehabilitację, na zakupy do sklepów, na wycieczki, na plac zabaw, czy na basen. Wszędzie razem. Robert – to była, jak to się mówi „złota rączka”. Robota paliła mu się w rękach. Małgosia prowadziła dom, zajmowała się dziećmi.

ZOBACZ: Jak doszło do wypadku w Kurowie?

Pan Robert, który prowadził własną firmę, też poświęcał dzieciom każdą wolną chwilę. Był kochającym mężem i ojcem. Nigdy nikomu nie odmówił pomocy. Był niezwykle uczynnym, otwartym człowiekiem. Kilka tygodni temu w swoim domu skończył generalny remont. Rodzina bardzo się cieszyła.

- Robert i Małgosia byli kochającymi, troskliwymi rodzicami – mówi Irena, żona pana Andrzeja. - Robert zadzwonił do mnie przedwczoraj i poprosił, abym odebrała Damianka ze szkoły, bo jadą z Madzią na kontrolę do szpitala do Krakowa. Powiedziałam, że nie ma sprawy. Wczoraj zadzwonił do mnie po godz. 12. Cała trójka była jeszcze w szpitala w Prokocimiu. Pytał o syna. Odpowiedziałam, że Damianek jest już w domu, że wszystko jest w porządku. Gdy kończyliśmy rozmowę powiedziałam, aby szczęśliwie wracali do domu ...To była nasza ostatnia rozmowa - dodaje łamiącym się głosem pani Irena.

Jak mówi pan Andrzej, ten tragiczny wypadek widział kolega jego syna. To on między innymi alarmował służby ratownicze. Nasz rozmówca przyznaje, że sam wracał po południu z długiej trasy i o mało co nie utknął w powstałym po wypadku korku.

- Dojechałem do mostu. Zobaczyłem gigantyczny sznur samochodów. Nie namyślając się nawróciłem auto i pojechałem inną trasą. Wieczorem dostałem telefon, który zwalił nas dosłownie z nóg. Dowiedzieliśmy się, że Robert i Małgosia zginęli w tragicznym wypadku, a mała Madzia trafiła ranna do szpitala. Dramat niewyobrażalny....Teraz najważniejsze są dzieci.

(MACH), Fot. PSP w Nowym Sączu.

Wypadek w Kurowie ZDJĘCIA










Dziękujemy za przesłanie błędu