Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 28 marca. Imieniny: Anieli, Kasrota, Soni
21/06/2016 - 07:35

Tłumaczka w starostwie po niemiecku mówi… do torebki

Czy tłumaczka może mówić do torebki? Nie tylko może, ale nawet musi. W nowosądeckim starostwie powiatowym. Takiej „ translatorskiej partyzantki” doświadczyli zagraniczni goście z Niemiec, którzy uczestniczyli w uroczystej sesji rady powiatu.

Fetowanie jubileuszu ćwierćwiecza współpracy polsko-niemieckiej miało także sądecki akcent. Powiatowi samorządowcy gościli z trzydniową wizytą starostę partnerskiego niemieckiego powiatu Unna - Michaela Makiolli i jego małżonką Gabriele. Zagranicznych gości z wielką pompą uhonorowano podczas sesji rady powiatu. Z mównicy padły miłe dla Niemców zapewnienia o samorządowej współpracy i przyjaźni między narodami, które z języka polskiego przekładała tłumaczka mówiąca …do torebki.

Widok tłumaczki z ustami zanurzonymi w niewielkiej damskiej torebce, gdzie zapewne znajdował się mikrofon połączony ze słuchawkami spoczywającymi na uszach niemieckiej dwuosobowej delegacji był niechybnie dowodem "translatorskiej partyzantki” uprawianej przez nowosądeckie starostwo powiatowe. 

Czy to nie godzi w powagę przyjmującego zagraniczną delegację urzędu? Jakie wyobrażenie o warunkach pracy polskich tłumaczy wywożą z Nowego Sącza zagraniczni goście? Z tymi pytaniami zwróciliśmy się do odpowiedzialnego za organizację pracy w starostwie sekretarza Witolda Kozłowskiego.

- Myśmy to uzgodnili z tłumaczką. Nie wiem co pani sugeruje. Z panią mieliśmy to uzgadniać? - mówi w rozmowie telefonicznej wyraźnie zirytowany Kozłowski.

Ze mną pan na pewno nie musi niczego uzgadniać. Ale za to może pan wyjaśnić czy nie lepsza od damskiej torebki byłaby dla tłumacza na przykład kabina - odpowiadam.

- Pani uważa, że najważniejszą rzeczą na tym spotkaniu był brak kabiny? - nie krył rozdrażnienia sekretarz. - Mój komentarz do tej sprawy jest krótki. Kwestia tłumaczenia dla dwóch osób goszczących na posiedzeniu rady powiatu została uzgodniona z tłumaczką i w ten sposób została zrealizowana. Natomiast czy pani mówiła do torebki czy też nie, to ja tego nie sprawdzałem. To są spostrzeżenia innych osób i więcej komentarza na ten temat nie będzie - mówi Kozłowski.

Naszymi spostrzeżeniami „innych osób” podzieliliśmy się z jednym z krakowskich biur tłumaczeń. 

- W swojej karierze nigdy się z czymś takim nie spotkałam i mam nadzieję, że nie spotkam  - komentuje sprawę prosząca o zachowanie anonimowości tłumaczka biura i fachowo wyjaśnia, że kabiny są konieczne wyłącznie przy przekładzie symultanicznym dla dużej grupy osób biorących udział na przykład w konferencjach. W tłumaczeniu konsekutywnym, a z takim najwyraźniej mieliśmy do czynienia w opisanej sytuacji, nie ma takiej konieczności.

Dlaczego więc biegle władająca językiem niemieckim pani musiała uprawiać w starostwie nowosądeckim taką „partyzantkę” ?

- Skoro nie miała innych warunków, to musiała sobie dać jakoś radę. Jeśli tłumacz pracuje w takich warunkach, to świadczy to nie najlepiej to o urzędzie. Ona zapewne wywiązała się stuprocentowo ze swojej pracy, a to jak organizatorzy do tego podeszli dowodzi ich podejścia do zagranicznych wizyt.

 Jak uwolnić sądecką tłumaczkę od jej własnej torebki?

- To proste. Osoba, która mówi po polsku powinna robić przerwy, żeby tłumaczka na bieżąco mogła to wszystko tłumaczyć. Z mikrofonem w ręku, a nie z ustami zanurzonymi w torebce.

Wedle zapowiedzi starostwa sądeccy i niemieccy samorządowcy mają wytyczać nowe, turystyczne kierunki współpracy. Zanim powiat ruszy do przecierania kolejnych międzynarodowych szlaków, może wcześniej warto zacząć od stworzenia normalnych warunków pracy dla tłumaczy, którzy po tych szlakach pomagają lokalnym samorządowcom się poruszać.

Agnieszka Michalik

Fot: A.M







Dziękujemy za przesłanie błędu