Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 28 marca. Imieniny: Anieli, Kasrota, Soni
04/11/2016 - 15:05

Poeci Sądecczyzny: Krystyna Dulak-Kulej

Kobieta światowa, włada kilkoma językami, dobrze wykształcona. Jako stewardesa zobaczyła prawie cały świat. Mieszka pod Londynem, pracowała na lotnisku Heathrow w informacji. Ma kontakty z ludźmi z różnych kontynentów. Jednocześnie jest mocno związana ze swoją piwniczańską ziemią rodzinną, z małą ojczyzną. Daje temu wyraz i w życiu (częste powroty nad Poprad, domek w Piwnicznej), i w twórczości poetyckiej oraz publicystycznej (artykuły w „Znad Popradu”).

Krystyna Dulak urodziła się w 1948 roku w Piwnicznej. Po dziadku ma korzenie słowackie. Studiowała języki obce na Uniwersytecie Warszawskim. Jej mężem był w latach 1989–2000 znany polski pięściarz, Jerzy Kulej. Twórczość literacką rozpoczęła stosunkowo późno, bo po trzydziestce. „Wprowadzenie stanu wojennego 13 grudnia 1981 r. – zwierza się w wywiadzie w starosądeckim piśmie parafialnym „Z grodu Kingi” (2010, nr 3) – było szokiem psychicznym. Wyjazdy do kraju były bardzo utrudnione i wtedy zaczęło się rodzić Nadpopradzie – tomik, który przybliżał mi ziemię rodzinną i zapach nadpopradzkiego gniazda. […] W moich wierszach ludowe przechodzi w narodowe, w literackie – tak jak w poemacie Poprzez lat zarośla. Gwara jest moim językiem i traktuję ją ponadludowo.  Często moja liryka jest napisana gwarą, ponieważ jest związana z ziemią, z której wyrosłam, a ta ziemia śpiewa głosem ojców. Nie sposób byłoby wyrazić tego inaczej”.

Nadpopradzie ukazało się w wydawnictwie Iskry w 1985 roku, reedycja w wydawnictwie Civitas Christiana (Nowy Sącz 2001). Książka otrzymała prestiżową nagrodę im. Stanisława Piętaka za debiut poetycki, a polecał ją nie byle kto, bo sam poeta Jalu Kurek:

„Nic tutaj z ogranej piosenki ludowej, z pohukiwań juhasów, z nieporadnej tromtadracji, ale – żywy obraz codziennego życia wsi, malowany sprawnie, podbarwiony humorem, ironią, przyrodniczą mądrością. […] Jej poetycki dorobek powstały na obczyźnie wywiedziony jest niewątpliwie z nostalgii, która mu przydaje siły i ostrości widzenia” .

Krystyna Dulak nie posługuje się folklorem, gwarą w sposób uproszczony, naskórkowy, efekciarski. Legitymuje się ona nie tylko doskonałą znajomością realiów życia społeczności nad Popradem, jej zwyczajów i obyczajów, ale głęboko tkwi – by tak rzec – w ich duszy. Tym samym tworzy literaturę regionalną w pełnym tego słowa znaczeniu, która nie tylko podejmuje tematy lokalne, ale wprowadza charakterystyczną dla doliny nad Popradem aurę, koloryt, sposób odczuwania i myślenia. Charles Brun napisał: „A zatem literatura dopiero wtedy stanie się regionalna […], jeżeli zamiast wiecznie darzyć nas opisami znanych krajobrazów i wiecznie ewokować te same tematy, przyniesie nam oryginalne koncepcje, ukaże swoisty sposób reagowania oraz [...] pewien szczególny odcień duszy”.

W tej epickiej poezji mamy sceny rodzajowe ze wsi starej, odchodzącej, postaci z ludowych opowieści jak w Powsinogach beskidzkich Emila Zegładowicza; Baba Jaga, Gnieciu-Bazyliszek, Znachor, mamy trawestację kolęd, w których ludowość manifestuje się nie tylko w języku gwarowym, ale przede wszystkim ludowym sposobem obrazowania, myślenia. Ten sam styl utrzymany jest w Zapiskach stewardesy, Babci w tranzycie przez Londyn, Przesiadce w Delhi czy w Co mi po tem sadzie, wierszu dedykowanym Babci Katarzynie Dulak z Kożuchów, czy w liście – sprawozdaniu Podróż za wielką wodę i poemacie Poprzez lot zarośla.

Dziewiętnaście lat oczekiwali czytelnicy Nadpopradzia na kolejny tom poezji Krystyny Dulak. W 2004 roku w Krakowie ukazuje się Skoszony czas. Wiersze ze wstępem Wandy Łomnickiej-Dulak i posłowiem Stanisława Stanucha. Książka zarówno w treści, jak i w formie kontynuuje doświadczenia debiutanckiego tomu. W pisanych gwarą czarnych górali tekstach autorka wraca pamięcią do nadpopradzkich krajobrazów, tamtejszych domów (dom Babci, rozsypująca się willa), do zapamiętanych z dzieciństwa ludzi, rodziców, sąsiadów, w tym różnego rodzaju odmieńców, kalek, służących, dziwaków. Poetka zatrzymuje w kadrze wiersza wieś dawną, wieś odchodzącą, która jawi się w jej optyce jako arkadia, do której we wspomnieniach, w snach wraca z perspektywy lat i z oddalenia, wraca do oazy spokoju, wartości trwałych, których symbolem staje się właśnie dom. Podobnie jak Julian Kawalec w swojej prozie przypomina wieś przemijającą, wieś galicyjską z kultem cesarza Franciszka Józefa; umierają ludzie, świadkowie tamtych lat, rozsypują się wille, zmienia się krajobraz. Zwrócił ktoś uwagę, że postaci powsinogów nadpopradzkich tym się różnią od powsinogów beskidzkich Emila Zegadłowicza, że są autentyczne, wzięte z życia, a beskidzkie były wytworem wyobraźni poety, fikcją literacką. Przemijanie („Ni ma wysp tajemnyf pośrodku Poprodu”), smutek („śniła mi się smutna mara”), wspomnienia („nigdy nie zapomnę”) to słowa klucze tej poezji. Nie zabrakło w tej liryce, bo zabraknąć nie mogło, motywów łemkowskich (Połemkowskie,  Ślak – cmentorzem): „Były Łemki, ni ma Łemków, | moze mi się ino śniły”. Warto podkreślić autentyczność tej poezji, znakomitą znajomość realiów życia w dolinie Popradu, konkretnych ludzkich historii. To wszystko wzmocnione gwarą zatrzymuje – jak wspomniałem – w kadrze poezji świat, którego dzisiaj już nie ma.

Tęcza w bursztynie to tom poezji Krystyny Dulak-Kulej, jaki ukazał się w Podkarpackim Instytucie Książki i Marketingu w Rzeszowie w roku 2009, który rodak autorki z Muszyny, Adam Ziemianin, niezwykle trafnie nazwał „bukietem kwiatów rozkwitłych w aurze popradzkich wspomnień, poprzetykanych kwiatami egzotycznymi z podróży do Florencji, Dubrownika i nad Morze Egejskie na wyspę Kos”. Mamy tu tony nowe, dotąd nie spotykane w twórczości autorki, to liryka par excellence miłosna, delikatne wiersze w stylu Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej.

Swojej fascynacji esperantem dała wyraz w tomie Jarzębinowe lato. Flamanta somero, opublikowanym w 2011 roku w Piwnicznej-Zdroju w obu językach (przekład: Krystyna Kulej). Zawiera on oprócz wierszy oryginalnych autorki również po dwa teksty Eli Urbanowej i Marjorie Bouton. Całość to również liryka miłosna ze wszystkimi jej atrybutami, jak tęsknota, zdrada, towarzysząca doznaniom przyroda. Jak w poprzedniej książce, tak i tu jawi się nowe oblicze podmiotu lirycznego, a więc kobiety wrażliwej, marzącej o prawdziwym uczuciu, wielkiej miłości.

O ile dwa pierwsze tomiki sygnowała autorka imieniem i nazwiskiem Krystyna Dulak, to Tęczę w bursztynie – Krystyna Dulak-Kulej, a Jarzębinowe lato i Serce na medal tylko –Krystyna Kulej. Nic dziwnego. Tomy te inspirowane są jej doświadczeniami ze związku ze słynnym pięściarzem. Ostatni zaś w całości poświęcony jest jego pamięci. Znała się z nim prawie trzydzieści lat, a w związku małżeńskim przeżyła jedenaście. Zebrane tutaj teksty pochodzą głownie z lat 2012, 2013, po jednym wierszu z 2002 i 2010. Całość zamyka wspomnienie Parę wzlotów i uniesień, a już liście, a już jesień. Są wśród nich typowe treny opłakujące zmarłego, świadectwo ciężkiej choroby ukochanego i miłości zakochanej kobiety.

Jakby klamrą spinającą twórczość Krystyny Dulak-Kulej jest wydany w Piwnicznej- Zdroju w roku 2015 Słownik Jaguliny. Naskif łojców mowa, leksykon gwary czarnych górali, uzupełniony tekstami gwarowymi autorki (w prozie i mowie wiązanej). To druga książka po  Matusinych słóweczkach Wandy Łomnickiej-Dulak utrwalająca język nadpopradzkiego ludu.

Bolesław Faron

Diaboł na jarmaku

W Starem Sącu na jarmaku

tońcyl diaboł w cornem fraku,

tu podkusi, tam podkusi,

tu ukradnie, tam zadusi,

tu rozwali, tam przydepce,

tu wygryzie, tam wychłepce,

babie mlyko zmienił w wode,

chłopu w portkak zrobił skodę,

krowę rozgził, krowa kopie,

mlyko swoje z wiadra złopie,

i w półkoskak potarmosił,

dwa koguty okokosił,

a kokoski zmienił w kwoki,

zrozwiązywoł ptactwu troki.

Niek to diabli tego diabła,

baba we łzak w wozie siadła,

telo światu my zjechali,

o północy powstawali,

zeby cłowiek zajarmacył,

a on syćko przeinacył.

Potla dotla tak busowoł,

wpod do karcmy, z chłopstwem przepił,

jaz mu ftosi wytusowoł

kartke z diabłem i przycepił.

Widzom ludzie, diaboł, niepeć,

krzyzem świętem sie zegnajom,

przepędź, Boze, diabła, przepędź,

do klaśtoru diabła gnajom.

Odpust w Piwnicny

Walom goście z Żegiestowa, walom z Pieworowki,

wystrojony mały wielki od krawata do snurówki,

Po kaplickak świyze kwiotki, murki wybiylone,

w stajni bydło odpocywo do dnianapasione,

Placki z makiem, ze śliwami, jaze skrzynie trzescom

i piyrogi we dwók rondlak z ledwościom sie miescom.

Śmietonecka roz lo siebie, nie lo wcasowiców

i w kredensie ze trzy rzędy róźnyk śliwowiców.

Dzieci, wnuki wyiskane, wionecki na głowie

i od pańskik sie nie róźniom, telo ze po mowie.

Zaś w kosyckak udeptane maki i bławatki

i w torebce trochę gorsyk, trochę na dokładki.

Święty, święty, święty, posypie sie kwiecie,

jaz go tydzień późni kościelny zamiecie.

Dzwony bij om, dzwonki dzwoniom, ludziska sie tłocom,

nad monstrancjom juz baldachim, promienie sie złocom.

Las śtandarów i obrazów, gorsety sie mieniom

i od śpiy wu co sił w piersiak gęby sie cyrwieniom.

Księży obcyk najechało, jesce spowiadajom,

a juz drugie przy balaskak kumunie rozdajom.

Rząd pośrodku, rzędy w nawak, chór przejął spływanie,

w duchu księdza ludzie kwolom za piykne kozanie.

Hojne dary na ochfiare, same papiyrzane,

z odpustowe portmonetki scyrze odmiyrzane.

Ministranty wystrzyzone w bieli przy balaskak

bedom piyrse nadgrodzone w odpustak i łaskak.

"Przed tak Wielgiem Sakramentem" słychać po miastecku,

cicho, cicho, juz sie końcy, sepce matka dziecku.

Juz spiywajom "Niechaj będzie", ksiądz bierze kropidło

i niejedny chluśnie pannie wprost na malowidło.

Ana rynku juz kramorze nadstawiajom kasy,

tu serduska, tam różańce, przeróżne frykasy.

Koguciki, baloniki, wiatracki barwione,

lusterecka z Brygitte Bardot i Alain Delonem.

Brążki, spinki, branzoletki Jaś Kasi wybiera,

bo z daleka jak prawdziwe, jak od jubilera.

Zaś poniży ogórcanka, ogórki sie końcom,

okradzione dwie babiny zapłakane jojcom.

Lody w prawo, lody w lewo, a coraz to miejse,

bo dziś ciepło klijentela, no i dobre miejsce.

Za kramami karuzela, furgaj om nylony,

panny wiscom, krzycom, a Jasiek zielony.

Ale nowi juz na ziemi ryktujom piniądze

i fto piyrsy i fto prędzy krzesołka dosiądz

Kupno, sprzedoj i dzierżawy, chłopstwo pod kaśtany,

w ruch języki i kontrakty i juz dług oddany.

Po południu po ogrodak odpust dogorywo

i piyrogów, buchtów ze skrzyń powoli ubywo.

Śliw do torby, gruski lecom, na niebie sie chmurzy,

goście gości zachęcaj om, posiedźcie ta dłuży.

Ale dyscykpokrapuje, może sypnąć gradem

i kciałoby sie posiedzieć, ale nie do rady.

Bądźcie zdrowi i Bóg zapłać za takom gościnę,

ale trza nom do pociągu, bo juz za godzinę.

Ciotka swoka, swok stryjenkę, puście nos ta, puście,

bo sie przecie uwidzemy u nos na odpuście.

* * *

Kiej ta łosa w suśni w polskie babie lato

Sycy pamięć we mnie, w zaświat mną pomiato;

Widzę Baranecke, słyse moją Matuś - zgodzo sie,

siadejcie, śliwianki schlipniecie

boście sie ta pewnie podźwigały w sobie,

fto ta zgadnie, cy nie tyz, stuletni łosobie.

Ścichło na Pagórku, we dwoicko łodeśli.

Zarosły w wąwozie knopacne przesmyki.

Zdrzymnęli sie na wieki, w zasłuzonem, we śnie,

w niespełnioną młodoś, w niebne Ameryki

łodeśli.

* * *

Przydzie i na mnie kolyj, kiej świat mie z rąk wypuści

i cichoś Filarówki smrekami mi zasuści.

Odpustem spocne przy nif, wiersykiem if pozdrowię

z lubością słówko skradne ik pilchowiański mowie.

A moją przygorzć wiyrsy - leciały ze mnie wióra,

w to świętyk obcowanie, w nadzywot mego pióra

pościylcie mi pod głowę, różaniec w dłoń mi wtulcie,

bem godnie mogła spotkać przyśnioną ciocie Julcie.

Na prośbę pozywotnią, nim zaświat mnie utuli,

spełnijcie to życenie ośnione ciocie Juli.

Piwniczańskie świerszcze

Piwniczańskie świerszcze wspomnień budziciele

Niby w kopach siana a to w moim ciele

Towarzysze wypraw od Mazur po Kos

Gdy w bańkę mydlaną wpisywał nas los

Tysiącem dzwoneczków to. wasze świerszczenie

W procesji pod sercem budzi wytęsknienie

Papierowy książę

Kochała go płomiennie jarzębinowym latem

Płonęła krzykiem maków i sośniną Milówki

Woźnica - czas podcinał spłoszone konie batem

I wiózł ją w labirynt życiowej łamigłówki:

Dlaczego mnie opuścił w płonących jarzębinach

Dlaczego już nie wraca i nie bierze w objęcia

Czy to jest wyrok niebios czy może moja wina

Żem kochała zbyt mocno papierowego księcia

Krystyna Dulak-Kulej







Dziękujemy za przesłanie błędu