Nie przedstawił się, bo wszyscy go znają. Grał po weselach
- Nawet nie wiem, w którym momencie złapałem gumę, takie dziadostwo teraz produkują – skarżył się. Na szczęście emeryt wozi ze sobą zapasowe dętki i skrzynkę z narzędziami. Po pięciu minutach mógł jechać dalej swoim kilkunastoletnim „Holendrem” bez przerzutek.
- Codziennie urządzam sobie takie przejażdżki, przeważnie jadę chodnikiem przy Węgierskiej do Starego Sącza, ale dzisiaj mnie podkusiło, żeby się przejechać do Nawojowej. Mieszkam przy Królowej Jadwigi – opowiada mężczyzna. Zdradził, że ma na imię Krzysztof, lecz nazwiska za żadne skarby nie chciał powiedzieć.
- A po co nazwisko i tak mnie wszyscy znają. Nieznajomi mi się kłaniają, jak jadę rowerem, wystarczy moje zdjęcie w waszej gazecie – perswadował.
Skąd taka popularność?!
Okazuje się, że pan Krzysztof, który z zawodu jestem elektrykiem, dorabiał grą po weselach. Przez piętnaście lat przygrywał na gitarze Młodym i ich gościom.
- Wyobraź pan sobie – tłumaczy - trzydzieści wesel rocznie przez piętnaście lat, a na każdym weselu ponad setka goście, a bywało i półtorej setki. Wszyscy mnie znają, nazwisko niepotrzebne.
Szybko przeliczyliśmy: 30 x15 plus dwa zera to wychodzi 45 tysięcy weselników. Zgadza się! Widocznego na zdjęciu rowerzystę zna cały Sącz i okolica.
(HSZ), fot. własne