Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 19 kwietnia. Imieniny: Alfa, Leonii, Tytusa
24/12/2016 - 10:35

Święta Bożego Narodzenia w Domu Pomocy Społecznej – to mieć z kim podzielić się opłatkiem

Śnieżno biały aniołek z bawełnianych nici wykonany przez panią Alicję jest filigranowy i delikatny. Wyróżnia się wśród kolorowych ozdób na świątecznym drzewku, które, jak co roku stanęło w jadalni Domu Pomocy Społecznej im. Emilii Plater w Nowym Sączu. Na rozłożystym świerku rozgościły się też ręcznie robione ptaszki, krasnale, gwiazdki, bombki. Bibułkowe pięknie zdobione jerzyki pani Zosi, kwiaty i łańcuchy.

Magia świąt Bożego Narodzenia robi tę wyjątkową i niepowtarzalną atmosferę. W Domu Pomocy Społecznej im Emilii Plater składają się na nią również świąteczne przygotowania. W pokojach mieszkańców pojawiły się kolorowe dekoracje i ozdoby – stroiki, maleńkie choineczki. Świąteczne akcenty przyciągają oko w pokojach mieszkańców, na korytarzach, w jadalni, a także w kaplicy.

- To szczególny czas – mówi Maria Gabryś, dyrektor Domu Pomocy Społcznej przy ul. Emilii Plater w Nowym Sączu. – Czas poprzedzony intensywnymi przygotowaniami. Tak jest zawsze. Nasi pracownicy, jak i mieszkańcy, dokładają starań, aby Święta Bożego Narodzenia przebiegły, jak każdego roku, w miłej, ciepłej i domowej atmosferze. Przede wszystkim rodzinnej, bo nasz dom – to dom. Oczywiście nie ten rodzinny, do którego, co tu ukrywać, każdy pensjonariusz gdzieś podświadomie tęskni wraca pamięcią. To jest nieuniknionie. Ale jest to nasz duży dom. Dom wypełniony życzliwością i ciepłą atmosferą

Życie w DPS-ie płynie swoim ustalonym rytmem, jakby poza nawiasem „codziennego szalonego biegu” jaki przynosi każdy kolejny dzień. Jest wypełnione między innymi różnymi zajęciami pielęgnacyjnymi, terapeutycznymi oraz rehabilitacyjnymi. To codzienna konieczność. Ale jest też czas na wyjście do sklepu, spacer po najbliższej okolicy. Jest czas na lekturę prasy, czy dobrej książki. Otworem stoi kaplica, jeśli któryś z domowników ma taką potrzebę, aby zatopić się w modlitwie, chce porozmawiać z Bogiem.

W Domu Pomocy Społecznej przy ul. Emilii Plater mieszka 98 osób w różnym wieku. Część z nich ze względu na stan zdrowia wymaga całodobowej, troskliwej opieki. Są osoby, które nie mają już żadnych żyjących krewnych, są też i tacy mieszkańcy, którzy trafili do tej placówki, bo członkowie rodziny, nie byli w stanie się już nimi opiekować.

- Nasz dom zapewnia taką całodobową opiekę – dodaje  dyrektorka placówki. – Proszę mi wierzyć często bywa tak, że gdy przychodzi ciężka, przewlekła choroba, bliscy, mimo najszczerszych chęci nie zawsze mogą fizycznie i psychicznie udźwignąć „bagaż” związany z opieką nad osobą chorą. Niejednokrotnie jest to ponad ich siły. Wielu bliskich naszych podopiecznych pracuje zawodowo. Bywa też tak, że członkowie rodzin, sami już zmagają się z jakąś chorobą i siłą rzeczy nie mogą podołać tym obowiązkom.

Mieszkańcami Domu Pomocy Społecznej przy ul. Emilii Plater są ludzie, którzy zadomowili się w tej placówce wiele lat temu, ale są też i tacy, którzy przekroczyli jej progi stosunkowo niedawno. Przeniesieni z rodzinnego środowiska, z miejsca, które było całym światem przez kilkadziesiąt lat, muszą zderzyć się z inną rzeczywistością. Ze znanego im świata „wyrywa” ich niejednokrotnie właśnie poważna, albo postępująca choroba. Każdy z domowników Domu Pomocy Społecznej, jak mówi dyrektorka placówki przechodzi - czy tego chce, czy nie – okres adaptacji.

U każdego domownika przebiega to inaczej. Ci, którzy  zdecydowali się na pobyt w takiej placówce przechodzą ten okres zdecydowanie łagodniej, niż ci, którzy przywożeni są do DPS-u prosto ze szpitala. Im najtrudniej jest pogodzić się z taka nagłą zmianą. Otoczenia, z tym, ze znaleźli się w zupełnie im obcym miejscu.

Przez ten trudny dla wielu podopiecznych czas pomaga przejść personel placówki. Niebagatelną, wręcz kluczową rolę odgrywa tutaj panująca atmosfera, podejście do człowieka. Tę atmosferę zrozumienia, poszanowania drugiego człowieka, ludzie pracujący w tej placówce wypracowali przez lata.

I w takiej atmosferze spędzane są każde święta w Domu Pomocy Społecznej przy ul. Emilii Plater. Boże Narodzenie wygląda tu podobnie, jak wszędzie. Są dekoracje, prezenty, jest bardzo uroczysty wigilijny obiad.

Zanim domownicy zasiądą do wigilijnego stołu, kierownictwo placówki wraz pracownikami odwiedza w pokojach tych podopiecznych, którzy ze względów głównie zdrowotnych nie mogą zejść do jadalni. Z każdym trzeba  połamać się opłatkiem, złożyć świąteczne życzenia, porozmawiać, potrzymać za rękę

- Do wigilijnego stołu siada nasza duża rodzina, mieszkańcy, kierownicy działów, pracownicy, nasz ksiądz proboszcz i kapelan naszego domu. Dla mnie będzie to w tym roku osiemnasta już wspólna Wigilia. W jadalni gromadzą się osoby, które poruszają się samodzielnie lub za pomocą wózków inwalidzkich. Na stołach nie może zabraknąć tradycyjnych świątecznych potraw. Jest barszcz czerwony z uszkami, ryba, zestaw surówek, kompot z suszonych śliwek, kapusta z grochem i grzybami, pierogi ze śliwkami i pierogi z kapustą oraz  mnóstwo słodkości. To wszystko z ogromnym poświeceniem przygotowują nasze panie pracujące w kuchni. Jest wspólne łamanie się opłatkiem, jest wspólne śpiewanie kolęd. Niejednemu z naszych mieszkańców w takim momencie zakręci się łza w oku. To zrozumiałe.

Wigilia – to szczególny moment. Bywa szczególnie trudny dla podopiecznych, którzy nie maja już nikogo bliskiego, o których rodziny, można powiedzieć, zapomniały, albo odwiedzają ich raz na jakiś czas.

Sądeczanka - pani Magdalena mieszka w Domu Pomocy Społecznej przy ul. Emilii Plater już dwadzieścia lat.

- To szmat czasu – mówi siedemdziesięcioletnia dziś sądeczanka. – Przeleciało -  nawet się nie obejrzałam. Kiedy człowiek jest młody, to wydaje mu się, ze zdoła przenieść góry. Ale tak jest do czasu. I przyszedł ten moment, że zaczęłam chorować, do już istniejących schorzeń, z którymi się zmagałam, dochodziły następne. Rozpoczęły się wędrówki po szpitalach.

Pani Madzia, jak mówi, dotarła do takiego punktu, że zdała sobie sprawę z tego, że potrzebuje stałej opieki, że sama sobie nie poradzi. Zdecydowała, że najlepszym rozwiązaniem będzie przeniesienie się do Domu Opieki Społecznej. W tym, przy ul. Emilii Plater znalazło się wolne miejsce.

- Proszę mi wierzyć. Nie żałuję tej decyzji. Oczywiście trzeba było przywyknąć, ale przenosiłam się tutaj z myślą, że to będzie mój drugi dom. Nie ten ukochany, rodzinny, ale jednak dom. Mam tutaj świetną opiekę. Wspólnie z innymi mieszkańcami tworzymy taką dużą rodzinę. Życie toczy się swoim rytmem. Dzień za dniem. Teraz czekam z nadzieją na tę kolejną już Wigilię. W moim domu rodzinnym Wigilie były może nie tak „bogate”, nie było tylu potraw, ale były wyjątkowe, bo spędzałam je z rodzicami. Tutaj święta Bożego Narodzenia są pełne ciepła, zrozumienia. Po prostu wspaniałe. Jest wspólna modlitwa z księdzem, stoły uginają się od wigilijnych potraw, białe obrusy, choinka, piękne dekoracje, no i najważniejsze, jest ta druga osoba, z którą można podzielić się opłatkiem. Człowiek nie jest sam. Wigilie w DPS-ie są piękne i niepowtarzalne.

W ten szczególny wieczór nie ma chyba mieszkańca, który mimowolnie nie wybiegałby pamięcią do czasów, gdy podczas wigilijnej wieczerzy łamał się Bożym chlebem ze swoimi bliskimi, gdy śpiewał z nimi kolędy, gdy razem z bliskimi szedł po skrzypiącym śniegu do kościoła na Pasterkę.

Te wspomnienia tkwią gdzieś głęboko w każdym mieszkańcu tej placówki. W tym szczególnym, świątecznym okresie mimowolnie powracają. Trudno się zresztą dziwić, że wybiegają myślami do rodzinnego domu.

- Wspominają swoich bliskich. Są bowiem takie osoby, które nie maja już żadnych krewnych – mówi dyrektorka placówki. – One  pogodzone są z taką sytuacją. Inni z niecierpliwością czekają, by ich krewni, bliżsi, czy dalsi zaprosili ich na święta, albo przynajmniej odwiedzili czy zadzwonili - tak po prostu - z życzeniami. Świadomość, że bliscy już o nich nie pamiętają, bo i tak bywa, rozrywa im serce. To da się zauważyć.

Do kolejnej Wigilii w Domu Pomocy Społecznej przygotowuje się pani Helena. Jej pobyt w tej placówce jest o połowę krótszy od pani Madzi. Koleje losu i pogarszający się stan zdrowia sprawiły, że pani Helena zamieszkała w DPS-ie. Długo się zastanawiała czy nie popełni błędu wybierając pobyt w tej placówce. Zwlekała z decyzją. Aż przyszedł moment, że powiedziała. Nie ma wyboru.

- Zanim trafiłam do DPS-u przychodziły do mnie opiekunki. W tygodniu nie było problemu, ale w weekend musiałam sobie radzić sama. Kiedy przyszedł taki moment, że miałam ogromne problemy ze zrobieniem sobie herbaty, bo czajnik wyleciał mi z rąk, powiedziałam - dość. Nie żałuję, że znalazłam się tutaj – mówi pani Helena. – Mieszka mi się tutaj bardzo dobrze. Mam wspaniałą opiekę. Dwie i dwóch ulubionych opiekunów. Grzeczni, uprzejmi, służą pomocą każdemu. Zdrowie już nie to i z każdym rokiem pogarsza się. Staram się jednak optymistycznie podchodzić do życia. Co mi da rozpamiętywanie przykrych rzeczy. Idą święta, piękny czas. Powiem Pani, że czekam na nie z niecierpliwością. Od czasu, gdy tutaj zamieszkałam, robię na każde święta swoją maleńką choinkę do pokoju, w którym mieszkam razem ze współlokatorką. W naszym pokoju zawsze są dwa świąteczne akcenty – małe choinki. Jedna moja, druga jej.

Pani Helena, jak mówi stara się być na wszystkich organizowanych DPS-owych Wigiliach, ale nie zawsze dobrze się czuje. Wtedy odwiedzają ją w pokoju kierownictwo i pracownicy placówki. Łamią się opłatkiem, składają życzenia. Jest czas na rozmowę. Wigilijna wieczerza jest przynoszona do pokoju.

- Zżyłam się bardzo z mieszkańcami. – dodaje Helena. – To moja druga rodzina. Pobyt tutaj jest dla mnie ogromnym plusem. Tutaj mam zapewnioną opiekę przez całą dobę, co przy moim schorzeniach jest koniecznością.  

Mieszkańcy i pracownicy Domu Pomocy Społecznej tworzą jedną wielką rodzinę. Jedni i drudzy przez lata zżyli się ze sobą. Rodziny osób pracujących w tej placówce i to czasami długie lata musiały również pogodzić się z tym, że praca w DPS, którą wybrał ktoś z ich bliskich wymaga poświęcenia.    

Pracownicy przyznają, że tak naprawdę mają dwie rodziny  - jedną bardzo liczną, prawie stuosobową przy ul. Emilii Plater i swoich bliskich.

- Ci  wspaniali ludzie – nasi podopieczni czekają, aby wspólnie połamać się, jak z kimś bliskim opłatkiem, zaśpiewać kolędę. Dopiero po zakończeniu tej Wigilii idziemy do swoich domów i siadamy do stołu z własną rodziną.

Co roku przy wigilijnym stole w domu przy ul. Emilii Plater siadają osoby, którym pozwala na to przede wszystkim stan zdrowia. Część mieszkańców właśnie z tych względów nie może spotykać w tym szczególnym dniu w szerszym gronie w przepięknie udekorowanej jadalni. Pracownicy odwiedzają te osoby w pokojach. Część mieszkańców spędza też ten szczególny, świąteczny czas poza placówką ze swoimi rodzinami.  

- Zdarzały się takie sytuacje, że nasi mieszkańcy wyjeżdżali do rodzin dopiero po naszej Wigilii – mówi szefowa placówki. – To bardzo miłe. Osiemnaście lat kieruję tą placówką i obserwuje, że część osób zapraszana jest na święta przez bliższych, albo dalszych krewnych, ale o części, rodziny, niestety zapominają. Są to dla nich przykre chwile. Na szczęście takich osób nie ma wiele.

Dom Pomocy Społecznej przy ul. Emilii Plater stoi otworem dla rodzin mieszkańców przez cały rok. Bliscy mogą przyjść, odwiedzić mamę, ojca, siostrę, brata, ciocię, wujka, dalszą krewną, czy krewnego. Porozmawiać z opiekunami, kierownictwem placówki.

- Rodziny bardzo często odwiedzają naszych mieszkańców – zaznacza szefowa placówki. – To przynosi obopólną korzyść. Naszymi podopiecznymi są głównie osoby będące już  podeszłym wieku, wymagające całodobowej, fachowej opieki. Niejednokrotnie ich bliscy, choćby nie wiem jak się starali, nie są w stanie im jej zapewnić. Naszymi najstarszymi mieszkankami są panie Franciszka Kwiatkowska, która liczy sobie 104 lata i pani Józefa Stepa, która ma sto lat. Obie panie są w bardzo dobrej formie psychicznej i fizycznej.

Iga Michalec, fot. arch. Domu Pomocy Społecznej przy ul. E. Plater w Nowym Sączu.

Święta Bożego Narodzenia w DPS przy ul. E. Plater










Dziękujemy za przesłanie błędu