Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 29 marca. Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona
25/07/2017 - 15:15

Trzy razy wygrała Bieg 7 Dolin. „Do ludzi z Piwnicznej mam szczególny sentyment”

Magdalena Łączak to czołowa polska biegaczka górska. Bieg 7 Dolin podczas Festiwalu Biegowego w Krynicy był jej pierwszym startem w karierze na dystansie 100 km. W 2011 roku zadebiutowała i od razu wygrała.


Choć pochodzi i mieszka w Mielcu Beskid Sądecki zna niemal jak własną kieszeń. Jeszcze zanim zaczęła starty w Biegu 7 Dolin, wielokrotnie brał udział w rajdach przygodowych w górach w okolicach Krynicy. A do tego…

- Z Mielca mam dość dobry dojazd, więc całkiem często tu trenuję. Bardzo lubię te okolice. Dlatego trasę B7D znałam bardzo dobrze. Wyznaję zasadę, by dobrze rozpoznać teren, gdzie startuję, zwłaszcza jeśli jest w pobliżu i nie trzeba daleko dojeżdżać – wyjaśnia Magda Łączak. – Mój pierwszy start? Byłam bardzo wystraszona tym długim dystansem. W głowie miałam przede wszystkim rozłożenie sił, nie miałam w planach wielkiej walki. Pamiętam, że pogoda była dobra, ani gorąco, ani zimno, za to wilgotno. Dzięki temu biegło mi się bardzo dobrze.

- Okropnie się namordowałam

Choć w debiucie wygrała, to jeszcze na trasie zaczęła płakać. I wcale to nie były łzy szczęścia z powodu wygranej. - Był to dla mnie bardzo emocjonalny bieg. Pamiętam ostatnie 10 km, kiedy zbiegałam z Bacówki. Podczas treningów bardzo polubiłam ten odcinek. A na zawodach miałam tak zmęczone nogi, że okropnie się mordowałam – wspomina Magda Łączak. - Strasznie wtedy płakałam, byłam zrozpaczona własną postawą, czyli zbyt wolnym tempem.

Dopiero jak zobaczyłam tabliczkę ogródki działkowe w Krynicy, kiedy uświadomiłam sobie, że już jestem w mieście, powiedziałam do siebie: „już nie ma co buczeć”. Wtedy do mnie dotarło, że jestem pierwsza! Wcześniej zupełnie o tym nie myślałam. Poczułam się w końcu zadowolona z tego co zrobiłam. Biegaczka z Mielca chwali organizację Festiwalu Biegowego w Krynicy, a także kibiców i zwykłych ludzi.

Najmilsze wspomnienia poza momentem minięcia mety, wiążą się z Piwniczną

- Cenię sobie też dobrą organizację punktów serwisowych, żywienia, tego czego biegacze najbardziej potrzebują na trasie. W B7D jest to dobrze robione. Są też miejsca takie bezkolizyjne, gdzie spokojnie mogą pojawić się kibice. Taki właśnie doping mieliśmy od znajomych w 2014 roku. Mieli transparenty i czekali na mnie w Piwnicznej. To szalenie miłe – podkreśla. – Zresztą bardzo lubię, gdy zaskakują mnie ludzie. W 2013 roku zapomniałam z Piwnicznej zabrać picia.

Szybko uświadomiłam sobie, że nie mogę biec 15 km bez napojów. Kiedy mijałam sklep, zobaczyłam kilku gości i dźwięk odkręcanej pepsi. Podbiegłam i z błagalnym wzrokiem poprosiłam o butelkę. Byli chyba w szoku, bo od razu mi ją oddali. Nawet nie wiedzieli jak bardzo mnie uratowali. To mnie bardzo chwyciło za serce i do ludzi z Piwnicznej mam szczególny sentyment.







Dziękujemy za przesłanie błędu