Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 28 marca. Imieniny: Anieli, Kasrota, Soni
13/03/2017 - 16:00

Klub zapłaci za petardy? Wiceprezes Sandecji o umowie z firmą ochroniarską

Sandecja zawarła niekorzystny kontrakt z nową agencją ochrony, zabezpieczającą mecze na stadionie przy ul. Kilińskiego. To może skutkować nie tylko stratami finansowymi, ale też problemami prawnymi - alarmuje nasz Czytelnik (nazwisko do wiadomości redakcji). Czy to prawda, pytamy w klubie.

Sprawa nie jest błaha. Sandecja puka do Ekstraklasy, piłkarze grają jak w transie, wbijając przeciwnikom gola za golem. Odpowiednio rośnie temperatura na trybunach i kiedyś emocje mogą eksplodować.

Już sobotni mecz z Zagłębiem Sosnowiec, który był  meczem podwyższonego ryzyka, pokazał, co się może wydarzyć.  
W drugiej połowie, po czwartej bramce dla gospodarczy, w sektorze najtwardszych fanów Biało-czarnych rozwinięto tzw. sektorówkę i odpalono kilka świec dymnych. Sędzia przerwał spotkanie. Trzeba było czekać kilka minut aż wiatr przewieje dym.  Niewykluczone, że PZPN wymierzy karę, tak jak to się już zdarzyło przed rokiem, po meczu Sandecji z Arką Gdynia.        

Nasz Czytelnik, człowiek z branży, jak się przedstawia, przysłał nam starą umowę na usługi ochroniarskie i nową, zawartą przez Sandecję 2 lutego br. z nowym podmiotem (mniejsza o nazwę) i zwrócił uwagę na różnice w dokumentach.  

Wedle nowej umowy agencja ochrony zapewnia swojego kierownika ds. bezpieczeństwa, wg starej taka osobę wyznaczał klub.  
"Owszem - wyjaśnia nasz Czytelnik -  jest to nieco tańsza opcja dla klubu, ale bardzo niebezpieczna. Jest to funkcja obowiązkowa na meczach 1 ligi, co wynika z regulaminu PZPN oraz ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych. Dotychczas na tym stanowisku był pracownik klubu, zatem osoba dbająca o dobro pracodawcy, natomiast teraz funkcję tę pełnił będzie przedstawiciel agencji ochrony.

"Na czyim dobru będzie mu zależało w pierwszej kolejności? - pyta retorycznie nasz Czytelnik i mnoży wątpliwości: "Skąd można mieć pewność, że będzie on wykrywał nieprawidłowości np. w liczbie pracowników ochrony, ich przeszkoleniu i uprawieniach?".

Gorsze jednak, że z nowej umowy zniknął zapis paragrafu 6, punkt 4, podpunkt 4.1.  Brzmiał on następująco:

"Jeżeli na klub zostaną nałożone kary finansowe przez PZPN lub inny organ państwowy za (np. wniesione na stadion środki pirotechniczne, ustawowo zakazane przedmioty, zakłócenia ładu i porządku itd.) - karę tę pokrywa automatycznie Zleceniodawca. Wysokość nałożonej na klub kary zostanie potracona z najbliższej faktury za usługę ochrony" ".  

Oto komentarz naszego Czytelnika:

"Skoro w poprzednich latach funkcjonował i to w praktyce został zastosowany, to dlaczego nie ma go teraz? - pyta. - Za odpalenie środków pirotechnicznych przez kibiców w czasie meczu PZPN nakłada wysokie kary finansowe, dotychczas płaciły je poprzednie agencje, bo to one odpowiadały za to, że ktoś wniósł race na stadion. Teraz bez tego zapisu będzie musiał zapłacić je klub a chodzi tutaj o kwoty rzędu nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych - dlaczego władze klubu zgodziły się na usunięcie tego zabezpieczenia, podejrzane".

**

Z tymi pytaniami zwróciliśmy się do wiceprezesa Sandecji Wiesława Leśniaka, którego podpis, obok podpisu wiceprezesa Tadeusza Szewczyka figuruje na dokumencie.

- Nowa umowa jest korzystna dla klubu, bo mniej zapłacimy za agencję ochrony. Każdą wydaną złotówkę oglądamy ze wszystkich stron - zapewnia Leśniak. - Rozwiązanie z kierownikiem ds. bezpieczeństwa też jest dla nas korzystne. Bo druga strona wzięło na siebie pełną odpowiedzialność, a co do liczenia ochroniarzy, czy zgadza się ich ilość na meczu, to spokojna głowa - umiemy liczyć.   

Wiceprezes Leśniak mocno się natomiast zasępił się przy ostatniej, poruszonej przez nas  kwestii zniknięcia z umowy zapisu o płaceniu przez firmę ochroniarską kar, nałożonych przez PZPN, za wybryki kibiców.

- Faktycznie tego nie ma? - nie dowierzał. - Nie pamiętam, muszę to sprawdzić.

- Umowę przeglądał radca prawny, a jak radca prawny złoży parafkę, to człowiek ma zaufanie i podpisuje - dodał Wiesław Leśniak.

**
Tak się złożyło, że chwilę po rozmowie z wiceprezesem Leśniakiem do redakcji "Sądeczanina" zadzwonił dziś stary kibic Sandecji, jak się przedstawił.  - Wyszedłem w sobotę z meczu, gdy gówniarze zaczęła rzucać petardami. Dlaczego nie zrobiono porządku z nimi, od czego są ochroniarze, oni się boją małolatów!  

Pan Stanisław (lat 59, nazwisko do wiadomości redakcji) wspominał jak się kibicowało Sandecji w latach 80.

- Człowiek sobie siedział spokojnie na ławeczce, słonko grzało, pełna kultura, a teraz co: chamstwo, chmara policjantów,  radiowozów tyle, że nie można przejść. Nie będę już chodził na Sandecję! - odgraża się stary kibic.       
(HSZ), fot.własne.

Zdjęcie ilustracyjne, sprzed roku.







Dziękujemy za przesłanie błędu