Mroczkowski: Pierwsza część meczu, to był jakiś dramat w wykonaniu mojego zespołu
Mecz ten zaczął się od nieporadności na boisku w wykonaniu zawodników obu zespołów. Gra nie była płynna, trudno było właściwie wskazać, która z drużyn ma w tej części meczu przewagę. Na pierwsze piłkarskie emocje trzeba było poczekać niemal pół godziny. Bramka dla Wisły ewidentnie poprawiła jakość widowiska.
- Cóż w tej sytuacji można podsumowywać. Na pewno pierwsza część meczu, to był jakiś dramat w wykonaniu mojego zespołu. Może to jeszcze emocje, ale nie potrafię do końca tego wszystkiego zebrać w głowie. Słabo to wyglądało. Szczególnie początkowe dwadzieścia minut, to był bardzo zły moment, później już jakoś staraliśmy się opanować sytuację. Za łatwo straciliśmy bramkę, ktoś tutaj jest za to odpowiedzialny i na pewno sobie to na spokojnie obejrzymy - tak bardzo surowo pierwszą część spotkania ocenił po końcowym gwizdku Radosław Mroczkowski.
Trener nie był zadowolony również z drugiej połowy tego meczu, choć określił ją zdecydowanie bardziej pozytywnie niż pierwszą, upatrując po przerwie meczu nawet szans na zwycięstwo.
- Determinacji było na pewno dużo w drugiej połowie. Za dużo jednak chaosu, takiego bicia głową w ścianę. Widać było chęć strzelenia bramki, odrobienia strat, ale to wszystko było za nerwowo. Te sytuacje, które stworzyliśmy, przeciwnik wszystko blokował. Nawet te wydawałoby się już pewne akcje. W drugiej połowie wydawało się, że będziemy tym zespołem, który strzeli bramkę, a może powalczy o coś więcej - dodał szkoleniowiec beniaminka ekstraklasy.
Porażki są wpisane w ten sport, więc Radosław Mroczkowski widzi w nich naukę i doświadczenie dla drużyny.
- To spotkanie było słabsze w naszym wykonaniu. Trzeba dalej pracować i wielu rzeczy się uczyć, bo brakuje czegoś w takich momentach, kiedy należy zachować chłodną głowę i pod ciśnieniem zrobić akcję. Nie udało się dzisiaj, ale na pewno ambicji nie zabrakło. Zbyt mało było umiejętności i początku spotkania, za długo się rozkręcaliśmy - zakończył trener.
Michał Śmierciak ([email protected]). Fot. archiwum sadeczanin.info