Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Wtorek, 16 kwietnia. Imieniny: Bernarda, Biruty, Erwina
11/01/2018 - 05:40

Walenty Szarek. To on zbudował potęgę "Elektryka". Despota czy menadżer?

Tę miłość nosi w sobie od siódmej klasy podstawówki. To wtedy wymarzył sobie, że zostanie uczniem „Elektryka”. Już po studiach, w Wyższej Szkole Pedagogicznej, w marzeniach poszedł dalej. Został w swoim technikum nauczycielem, a potem jego dyrektorem. To on wprowadził szkołę na podium ogólnopolskiego rankingu, na szczytach, którego utrzymuje się nieprzerwanie od sześciu lat.

 Ludzie, którzy chcą zaangażować się w jakieś działania nabierają poczucie, że podjęte decyzje są poniekąd ich decyzjami?

Tak. I jeśli się taki model kierowania się przyjmie, to wtedy jest dużo łatwiej. Dla mnie to nie stanowi większego problemu, ale to też wynika pewnie z mojego charakteru. W sprawach kluczowych jestem dość rygorystyczny, ale nigdy nie upieram się przy jakimś rozwiązaniu, jeśli większość ludzi jest przeciwnego zdania. Myślę, że moi nauczyciele to przyjęli, zrozumieli i zaakceptowali. I dla mnie kierowanie szkołą, choć czasem zajmuje mi to kilkanaście dziennie, jest przyjemnością. W innym miejscu, w innej roli nie widziałbym siebie.

Bywa pan czasem despotą?

Jeśli przygotowałem kadrę na mój charakter i oni mnie zaakceptowali, nie musze być despotą. Jestem naprawdę bardzo łagodnym człowiekiem. Oczywiście nie brakuje nam problemów, ale one znikają szybko po tym, jak się pojawiają. Pokazaliśmy, że można osiągać naprawdę świetne wyniki w atmosferze, może nie piknikowej, ale na pewno bardzo przyjaznej, która panuje u nas od lat.

Znakomita marka „Elektryka” i świetna kadra przyciąga do szkoły najlepszych uczniów.

Uczniów mamy rzeczywiście dobrych, ale to nie jest też tak, że wszyscy uczniowie chcieliby chodzić do „Elektryka”. Wielu uczniów szuka szkół, gdzie się nie trzeba uczyć. Na drugim biegunie znajdują się z kolei ci, którzy mają niezłe wyniki, ale boją się, że się nie dostaną.  Trochę tych mitów wokół naszej szkoły narosło. Nowy Sącz nie jest jakąś wielką metropolią. Spośród wszystkich uczniów, ci z Nowego Sącza stanowią zaledwie piętnaście procent. Pozostali pochodzą z ościennych miejscowości, nieraz bardzo odległych. Kuriozalnie, spośród nich mamy wychowanków, którzy w ciągu czterech lat nie opuścili ani jednej godziny nauki.

To dowód na to, że do Elektryka przychodzą młodzi ludzi, którzy wiedzą, do jakiej szkoły przychodzą, wiedzą, po co, i wiedzą, czego od szkoły mogą oczekiwać?

To prawda, ale każdy rok, to nowe rozdanie. Co roku martwimy się o rekrutację. Co roku zabiegamy o to, żeby były jakieś nowe kierunki, nowe pracownie, czy nowe wydarzenia. Dla samej nauki uczeń do nas nie przyjdzie. Uczeń musi mieć jeszcze to coś, co go do szkoły przyciągnie. Dziesięć lat temu powiedziałem nauczycielom, że u na nie będzie wagarów. Ale nie dlatego, że uczniów spotkają za to restrykcje. Na te wagary nie będzie im się opłaciło pójść, bo ominie ich w tej szkole coś fajnego. I to jest jedna z cech tej mojej wymarzonej szkoły

Choć mówi pan o tym, że każdy rok to nowe rozdanie, to jednak „Elektryk” przyciąga świetnych uczniów. Czy to w połączeniu ze znakomitą kadrą wytworzyło  funkcjonowanie takiego samonapędzającego się mechanizmu? Swoistego perpetum mobile, które sprawia, że szkoła jest nieustannie dobra?

Poniekąd tak, ale nie do końca. Nawet wtedy, kiedy mieliśmy spektakularne sukcesy, czyli dwa razy pod rząd pierwsze miejsce w rankingu Pespektyw, za każdym razem tonowałem powszechną euforię i mówiłem w kółko to samo, że nic w tej materii nie jest nam dane raz na zawsze. Nawet te nieszczęsne rankingi. Mówię tak, bo sam nie wiem, czy więcej jest z nich pożytku czy szkody.

Wysokie miejsce w rankingu może przynieś szkody?

Jeśli biegnie się na tysiąc metrów, to można kontrolować bieg. Można widzieć, gdzie przeciwnicy i jeśli ma się na tyle duże umiejętności i siły, można ten bieg wygrać. Natomiast rankingi to jest trochę taka działalność na ślepo, bo my nie wiemy, jak wypadną inne szkoły. To blisko dwa tysiące wyników, z czego kilkaset jest znakomitych. To nie jest rywalizacja. Staramy się uzyskać jak najlepsze wyniki i od sześciu lat one są niemal identyczne. I mam tu na myśli wynik matury na poziomie podstawowym, i rozszerzonym, ilość laureatów i finalistów olimpiad na poziomie centralnym oraz wyniki egzaminów zawodowych. To wszystko przelicza się na punkty i z tego, co roku od zera tworzony jest ten ranking. Cztery lata zajęło mi budowanie tego, co chciałem zrobić, a od sześciu lat cieszymy się efektami. Raz te wyniki wystarczą, żeby być najlepszym w Polsce, innym razem, żeby być na trzecim czy drugim miejscu. To pochodna tego, jak wypadną inne szkoły. 

Udało się panu, zatem doprowadzić do sytuacji, że wyniki są identyczne, niezależnie od tego, jaki jest rocznik uczniów i jaki zespół nauczycieli tych uczniów przygotowuje.

I to da mnie to chyba największy sukces osiągnięty w „Elektryku”. Bo mówiąc językiem sportowym, najważniejsza jest stabilność naszej formy. Oczywiście nie wszystko się udało. Z pewnych rzeczy w ciągu tych jedenastu lat zarządzania szkołą musiałem zrezygnować. Moja wizja szkoły, którą w sobie nosiłem, też się zmieniła. Bo wszystko się zmienia. I życie i technologie i kierunki, a teraz zmienia się znowu ustrój oświatowy, w który musimy się wkomponować. Cały czas są zmiany, za którymi musimy nadążać, że świadomością, że nie można odcinać kuponów od sukcesu i nie można sobie odpuszczać.  

 [email protected] fot Jm (wywiad ukazał się na łamach miesięcznika Sądeczanin, sierpień 2017)







Dziękujemy za przesłanie błędu