Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 25 kwietnia. Imieniny: Jarosława, Marka, Wiki
02/03/2017 - 18:00

Nowa Encyklopedia Sądecka? Jerzy Leśniak jest już na finiszu!

Z Jerzym Leśniakiem, laureatem Nagrody im. Ks. prof. Bolesława Kumora, rozmawiamy o pasji regionalisty, o „Nowej Encyklopedii Sądeckiej”, jaką Jerzy Leśniak przygotowuje, oraz o samym patronie nagrody.

Feliks Kiryk, Antoni Kroh, Wojciech Kudyba i Bolesław Faron... czy wie Pan, co łączy te nazwiska?

Domyślam się. Wszyscy są właścicielami Nagrody im. ks. prof. Bolesława Kumora. I chociaż rzeczywiście od wielu lat ściśle współpracuję na niwie „Rocznika Sądeckiego” z panami profesorami, a z kolegą Antonim pisywaliśmy swego czasu w jednej gazecie, to w tym znakomitym gronie czuję się nieco nieswojo, z uwagi na bogaty i bardzo wartościowy dorobek naukowy i literacki wymienionych luminarzy kultury polskiej, tym bardziej, że dość krytycznie patrzę na swoją pracę. Nie jestem pisarzem, ani poetą, ani profesorem, ani rasowym historykiem, choć przesiedziałem w bibliotekach i różnych archiwach sporo godzin. Jeżeli już, to raczej skromnym regionalistą, wywodzącym wprost swe zainteresowania i pasje z długoletniej pracy dziennikarskiej na Sądecczyźnie. Niektóre moje książki powstały w duetach i tercetach, przy nieocenionej współpracy wiernych druhów (Sławomir Sikora, Leszek Migrała, Bogusław Kołcz, Piotr Droździk, Henryk Szewczyk). Dużo też zawdzięczam pomocy koleżanek i kolegów z Sądeckiej Biblioteki Publicznej i Muzeum Okręgowego. Wszystkim nisko się kłaniam.

Nagroda im. Ks. prof. Kumora to dla Pana wielkie wyróżnienie?

Oczywiście. Po pierwsze z uwagi na patrona Nagrody, krajana z Szymanowic, giganta polskich nauk historycznych. Po drugie z uwagi na dotychczasowych laureatów, a po trzecie wreszcie z uwagi na osoby nominowane do tegorocznej nagrody, przede wszystkim Adama Ziemianina, o którym zawsze ciepło myślę spacerując ulicą Ogrodową w Muszynie. Trudno sobie wyobrazić, może oprócz Jerzego Harasymowicza, Wandy Łomnickiej-Dulak i jej piwniczańskich koleżanek, może jeszcze oprócz Wiesława Kolarza i Jerzego Masiora, poetę bardziej wrośniętego w krajobraz Sądecczyzny. Miałem przyjemność poznać w „Gazecie Krakowskiej”, śp. żonę Adama – Marię, wnuczkę pisarza Emila Zegadłowicza...

Podczas podziękowań na uroczystej gali wspominał Pan, że miał okazję kilka razy rozmawiać z Bolesławem Kumorem...

Może dwa, trzy razy. W latach dziewięćdziesiątych jako dziennikarz „Dziennika Polskiego” przepytywałem Księdza Profesora na okoliczność przygotowywanego artykułu prasowego. Spotkaliśmy się na spacerze w okolicach domu zakonnego sióstr zmartwychwstanek w jego rodzinnej wsi – Szymanowicach koło Niskowej. Początkowo nieufny, kostyczny, pełen rezerwy wobec nieznanego sobie redaktora, otworzył się dopiero indagowany na temat wspomnień z dzieciństwa. Opowiadał o swej wielodzietnej rodzinie (miał dziewięcioro rodzeństwa), o tym jak pasał krowy i pomagał rodzicom w polu, o edukacji w czteroklasowej szkole w Trzetrzewinie i o tamtejszym proboszczu, ks. Józefie Bardelu (rozstrzelanym przez gestapowców w 1941 roku), który namówił go do nauki w Szkole im. Stanisława Konarskiego w Nowym Sączu. Wspomniał, że do tej szkoły (w „ciuciubabce”) chodził na piechotę, zimą przez Dunajec po lodzie lub wiosną przez most kolejowy. Dowiedziałem się wówczas także o tym, że w późniejszym okresie, w latach 70., jako uznany już historyk, otrzymał od prymasa Stefana Wyszyńskiego poufne zadanie opracowania planu nowego podziału administracyjnego Kościoła w Polsce, z obszernym uzasadnieniem historycznym.

Zobacz: Jerzy Leśniak i Sławomir Wróblewski laureatami Nagrody im. ks. Kumora [zdjęcia]

Plan ten w 95 procentach wcielono później w życie. Ksiądz Profesor nie ukrywał, że kusiła go wtedy propozycja utworzenia diecezji nowosądeckiej, co oznaczałoby wyodrębnienie jej z diecezji tarnowskiej. Mówiło się wtedy o powołaniu diecezji górskiej, od Podhala po Bielsko. Zaznaczył, że znacznie bliżej takiej decyzji Kościół był na początku XIX w. po likwidacji krótko funkcjonującej diecezji tarnowskiej w 1805 roku kancelaria cesarska zaproponowała na stolicę biskupią Nowy Sącz. Uzasadnienie było mocne: ok. 350 lat działania archidiakonatu i kolegiaty św. Małgorzaty, centralne położenie Sącza w Galicji zachodniej, podjęta poważna przebudowa kościoła farnego. Rywalizację wygrał jednak Tarnów… Biskup Sądecki jest jedynie w serialu „Ranczo”…

Jak to się stało, że dziennikarz, reportażysta stał się czołowym sądeckim regionalistą?

To przyszło z wiekiem. Odszedłem od liniowego, codziennego dziennikarstwa (choć nadal staram się od czasu do czasu publikować w różnych periodykach) w momencie pojawienia się nowych narzędzi medialnych (internet) i niespotykanego do tej pory zjawiska, gdy lokalne portale informacyjne zaczęły wygrywać z klasyczną prasą szybkością informacji i zaangażowaniem czytelników-internautów. Newsy prasowe żyją parę godzin, a książki na półkach są, jak pisze w pięknym wierszu Miłosz, trwalsze od nas. Zauważyłem, że ułatwienia w komunikowaniu, wraz z wszędobylskim internetem, przyniosły jednak sporo zagrożeń, często zwalniając niedoświadczonych dziennikarzy od samodzielnego myślenia. Spójrzmy dookoła: rośnie świat informacji, lecz kurczy się – niestety, w wielu przypadkach – świat doświadczenia zdobywany w kontakcie z innymi ludźmi. Rośnie także liczba tych, którym coraz większą trudność sprawia odróżnienie prawdy od półprawdy, czy wręcz manipulacji i kłamstwa, ponieważ zarówno prawda, jak i kłamstwo wyglądają bardzo podobnie we współczesnych przekazach medialnych. Skupienie się na pracy długofalowej, na dodatek, w dobrym, „Rocznikowym” towarzystwie przynosi o wiele więcej satysfakcji.

W konkursie w kategorii „Książka o Sądecczyźnie” startowała monumentalna wręcz monografia poświęcona sądeckiemu sportowi, której jest Pan obok Sławomira Sikory współautorem. Proszę przybliżyć tę publikację...

Dwa bogato ilustrowane tomy, mnóstwo fotografii archiwalnych i współczesnych. Wydawnictwo przedstawia wszystkie kluby i organizacje sportowe w Nowym Sączu, ich historię, dorobek i współczesną działalność, wydarzenia i imprezy sportowe, sylwetki, kariery i osiągnięcia sportowców, w tym poczet olimpijczyków. Jest cennym źródłem wiedzy o jednej z najpiękniejszych i najbardziej porywających dziedzin aktywności człowieka, znakomitą promocją miasta i postaw prosportowych.

Czytaj: Komentarz Szewczyka: Dajmy Leśniakowi szansę!

W ubiegłym roku wydał Pan też książkę o Józefie Oleksym, która wywołała w naszym mieście sporą dyskusję. Skąd tak dwie skrajne oceny premiera z Nowego Sącza w jego rodzinnym mieście?

Oceny negatywne były marginalne, choć rzeczywiście przesadnie nagłaśniane, płynące z wąskiego kręgu; pozytywne – uważam za niemal powszechne. Józef był szanowany także na prawicy, o czym wielokrotnie i imiennie wspominam w tej książce. Osobiście towarzyszyłem mu w serdecznych gościnach u ordynariusza tarnowskiego czy proboszcza nowosądeckiej fary. Lgnęli do niego podczas odwiedzin w Sączu miejscowi liderzy „Solidarności”. Ja, oczywiście, mam osobisty i emocjonalny stosunek do śp. Józefa. Był gościem w moim domu, ja też wielokrotnie odwiedzałem go w Wilanowie, z oczekującym zawsze wiktem i noclegiem. Przez kilkanaście lat byliśmy niemal w codziennym kontakcie. Jako sekretarz Klubu Przyjaciół Ziemi Sądeckiej, którego Józef był przewodniczącym, siłą rzeczy należałem do grona jego bliskich współpracowników, a czasami i… powierników. Dziś trudno mi wskazać czynnego polityka, który – tak jak on – poszukuje dróg dialogu pomiędzy Polakami odmiennych poglądów i szerzy z klasą kulturę w przypominającej, niestety, pole totalnej bitwy, przestrzeni publicznej.

Sądeczanie, zarówno ci miejscowi jak i rozsiani po całym świecie, nie mogą doczekać się drugiego wydania „Encyklopedii Sądeckiej”. Wiemy, że takowe wydanie powstaje. Kiedy książka trafi do rąk czytelników?

Za kilka miesięcy, jako – mam nadzieję – znaczący akcent obchodów 725-lecia lokacji miasta. Dzieło powstaje z inicjatywy i pod życzliwym patronatem prezydenta Ryszarda Nowaka, który – jak widać – dba nie tylko o remonty dróg, czy nowe hale sportowe i mosty, ale też o strawę duchową, pamięć i tożsamość regionalną.

Czym będzie się różnić od wydania z 2000 roku? Czy będzie to „Leśniakowe opus magnum”? A może takie wyzwanie wciąż jeszcze przed Panem?

Przed chwilą uświadomiłem sobie, że Nagroda Kumora zbiega się z moimi osobistymi rocznicami. W sierpniu skończę 60 lat. 40 lat temu zacząłem publikować pierwsze teksty (w prasie studenckiej w Krakowie). Ale nie zamierzam osiąść na laurach, najlepsze lata chyba jeszcze przede mną, mam już skonkretyzowane plany na kolejne publikacje. Pierwszą „Encyklopedię” zrobiłem wraz z ojcem i synem w 2000 roku. Było to dzieło wysoce niedoskonałe, choć nieźle przyjęte przez sądeczan, w wielu domach do dziś z niego korzystają. Ale teraz, bogatszy o kilkunastoletnie doświadczenia pracy w „Roczniku Sądeckim”, o setki ankiet i korespondencji, współpracę z zacnym gronem konsultantów, przedstawię „Nową Encyklopedią Sądecką”, opartą już o bardziej rygorystyczny warsztat naukowy, w nowoczesnej formule, w przejrzystej nawigacji, zupełnie odmienioną, blisko tysiąc stron, kilka tysięcy zdjęć. Praca jest na finiszu. Wielu sądeczan odnajdzie w niej siebie, swoich ojców, dziadków i krewnych, swoje szkoły, zakłady pracy, organizacje, w których działali. Będą też pionierskie zestawienia (np. filmoteka sądecka, wyniki wszystkich wyborów, galeria sądeckich aktorów – dawnych i obecnych, także architektów, profesorów, parlamentarzystów od czasów galicyjskich do dziś, proboszczów sądeckich parafii, Montekasyńczyków i Tobrukczyków, etc. etc. Przy okazji sporo odkryć biograficznych, niespodzianek i – nie ukrywam – osobistych odniesień. Może za rok spotkamy się znów na scenie gali Nagrody Kumora, tym razem z „Nową Encyklopedią Sądecką” w ręku? A na poważnie: wierzę, że wzbogaci ona wiedzę o regionie i ludziach jego historię i współczesność tworzących, że stanie się opracowaniem promującym i popularyzującym dorobek Nowego Sącza i sądeczan w kraju i na świecie.

Rozmawiał Janusz Bobrek, fot. JB, archiwum Jerzego Leśniaka







Dziękujemy za przesłanie błędu