Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Wtorek, 19 marca. Imieniny: Aleksandryny, Józefa, Nicety
26/07/2015 - 14:26

Kuba Wegrzyn: Człowiek ma wiele osobowości. Na scenie i w filmie może je odkryć

Z wykształcenia socjolog, na co dzień dziennikarz katolickiego radia RDN Nowy Sącz, który w weekendy zmienia się w rapującego poetę, a w urlopy grywa w filmach swoich braci. Z Kubą Węgrzynem rozmawiamy o jego roli w „Historii kobiety”, przygodzie z teatrem i filmem oraz poetyckim slamem.

Podobno do roli w filmie „Historia kobiety” (w rolach głównych: Zofia Zoń, Jakub Węgrzyn i Łuksza Nowicki - przyp. JB), który zrealizowali twoi bracia Michał i Wojciech, musiałeś przytyć aż 10 kilo?


Nie, wręcz przeciwnie, miałem schudnąć, ale, gdy bracia zobaczyli, że nie odnosi to skutku, zmienili koncepcję. Kazali mi jeść kebaby, zwłaszcza po dwudziestej, bo miałem przytyć i wyglądać mało atrakcyjnie... Oczywiście wszystko to żarty. Moja fizyczność im odpowiadała. Wymagania były inne. Miałem się dobrze wczuć w rolę i dobrze zagrać.

Kogo zagrać?

Mężczyznę, który nie do końca sobie radzi z własną żoną. Przez swoje zachowanie traci tę kobietę. Może jest dla niej trochę za dobry, bo wszystko robi za nią w domu, a może jest zbyt bardzo gburowaty.

Film jest jeszcze przed premierą?

Tak, chociaż nie znam jej szczegółów. Bracia na razie walczą, żeby film znalazł dystrybutora i trafił do kin. To trzeci lub może czwarty film z moim udziałem. Wcześniej był „Dziewiąty dołek”, który spotkał się z dobrym odbiorem – kupiła go nawet Telewizja Polska i można go było zobaczyć w „jedynce” i TVP Kultura. „Wybraniec” (film nie znalazł dystrybutora – przyp. JB), zapowiadany jako pierwszy film o in vitro, średnio się zdaniem moich braci udał. To są ich eksperymenty, bo na co dzień pracują w telewizjach, a filmy robią jako realizację swoich pasji. Są reżyserami, chcą tworzyć kino, ale robią to z boku, nie mają na to dużo czasu. Po prostu pasja.


„Historia kobiety” jak i „Wybraniec” poruszają trudną tematykę społeczno-moralną...

Moi bracia wychowali się między innymi na Kieślowskim i chcą robić coś w rodzaju współczesnego kina moralnego niepokoju, filmy, które nie oceniają, ale przedstawiają realne problemy. We wcześniejszym filmie bohaterem był chłopak z in vitro i przedstawiono problemy, z którymi musi sobie radzić, zwłaszcza w odniesieniu do tego, że sam ma wkrótce zostać rodzicem, a tego pop prostu nie czuje. W „Historii kobiety” jest pokazana bohaterka, która przechodzi przez różne stany od zdrady, przez zgubienie własnej córki, do jakiegoś tam katharsis i powrotu do rodziny.

Na co dzień jesteś dziennikarzem radiowym, więc jak znajdujesz czas na granie w filmach? Powiedz coś więcej o swoich braciach, którzy realizują się poza Nowym Sączem?

Nad filmem pracowaliśmy około miesiąca, a tak intensywnie, na planie zdjęciowym, to równe dwa tygodnie. Podobnie ja jak i moi bracia na ten cel wykorzystaliśmy zaległy urlop. Praca z braćmi na planie jest super. Wojtek jest świetnym operatorem, bardzo wziętym w Warszawie i Wrocławiu, Michał zaś na co dzień reżyseruje programy rozrywkowe, czasami typu talk show. Znam ich wrażliwość, są bardzo oczytani, zwracają uwagę i na psychologie między postaciami i na obraz. Dzięki nim nauczyłem się pracować przy kamerze, co jest bardzo trudne. Trudniejsze niż gra w teatrze, gdzie wychodzisz na półtorej godziny i jesteś daną postacią. Na planie są duble, nie zawsze z mojej winy czy winy innych aktorów. Czasami dźwiękowiec coś zawali, oświetleniowiec źle ustawi światło. Duble, duble, duble. Czasami nawet dziesięć, a masz do zagrania scenę, która jest bardzo wyczerpująca emocjonalnie – masz się rozpłakać, wściec na kogoś czy zmusić go do gwałtownej reakcji.


I potrafisz rozpłakać się na zawołanie?

Tak, chociaż nie zawsze polecą łzy, więc trzeba wtedy używać jakiś sztuczek: cebula, cytryna, kropelki...

A co cię w tym graniu najbardziej pociąga?

Najbardziej to, że możesz być kimś innym niż na co dzień jesteś. Chociaż zawsze tych kreacjach zawsze próbuje odnaleźć też coś z siebie – czy to jest żaba z „Calineczki” czy zdradzony mąż z „Historii kobiety”. Podobno człowiek składa się z wielu osobowości, a na scenie czy w filmie może je w sobie odkrywać.

To, że pracujesz z rodziną ułatwia ci pokazywanie emocji?

Przy innych ludziach może bym się wstydził, a tutaj wiele osób się powtarza. Na pewno jest mi łatwiej. Łatwiej jest się wtedy otworzyć. To jak w zespole muzycznym, gramy na kilka instrumentów.


Nie jesteś dyplomowanym aktorem, ale socjologiem ze specjalnośćią media elektroniczne, który obecnie pracuje w radio. Skąd wzięła się więc pasja aktorska?

Na co dzień jestem dziennikarzem, ale moja przygoda z graniem sięga czasów studenckich, gdzie grałem w teatrze studenckim role w przedstawieniach do tekstów Ozborne’a, Witkacego czy Mrożka. Potem występowałem przez trzy lata w teatrach objazdowych. Tam się podszkoliłem warsztatowo. Z Zosią Zoń, która gra główną rolę w „Historii kobiety, grałem przez cały sezon w tarnowskim teatrze w „Tlenie” Wyrypajewa. W teatrze występowałem z zawodowymi aktorami, do których musiałem dorównać, ćwiczyć dykcję, ustawić głos. Myślę, że dużo mi to dało. Polecam wszystkim, nawet absolwentom szkół teatralnych. Granie w przedstawieniach do lektur szkolnych nie jest łatwe.

Film i teatr to, jak mówisz, przygoda. To jak określić pisanie przez ciebie wierszy i ich publiczne wygłaszanie w tzw. slamerskich pojedynkach?

To już bardziej życie niż przygoda. Piszę od zawsze i mam taką potrzebę, żeby to komuś przeczytać na głos. Zweryfikować formę z reakcją człowieka. Znalazłem wiec taką formę jak slam już w czasie studiów. To coś w rodzaju pojedynku na wiersze. Zacząłem to robić w różnych miastach: Lublinie, Warszawie, Krakowie i z powodzeniem, bo często te slamy udaje mi się wygrywać. Taka forma wydaje mi się być ciekawszą niż tradycyjne wydawanie tomików, które czytają najczęściej starsze kobiety i recenzenci. Slam to połączenie poezji i aktorstwa, które przecież też lubię.



A do tego muzyka, która co raz bardziej cię zajmuje?

Nie wiem, czy nie rzucę tego wszystkiego i nie skupię się tylko na muzyce. Robię teraz projekt z kumplem, Bartkiem Wójsem. On gra na gitarze a ja melorecytuję teksty. Zagraliśmy już dwa koncerty w Nowym Sączu i Krakowie, planujemy następne.

Rozmawiał Janusz Bobrek
Fot. JB i kadry z filmu „Historia kobiety” (reż. Michał Węgrzyn, zdjęcia Wojciech Węgrzyn)






Dziękujemy za przesłanie błędu