Chciał być prezydentem, został radnym. Co z tym Głucem po wyborach?
Z Krzysztofem Głucem rozmawia Jagienka Michalik
Prezydentem Nowego Sącza pan nie zostanie, ale wygrał pan mandat w wyborach do rady miasta. Niektórzy spekulują, że skoro przepadł pan w wyścigu po władzę w sądeckim magistracie, to w ogóle odpuści pan sobie Nowy Sącz.
- Nie widzę związku między jednym a drugim. Nie zamierzam rezygnować z mandatu radnego.
Jak pan widzi swoją nową rolę? Jako były już pretendent do prezydenckiego fotela przyjmie pan może rolę recenzenta nowego gospodarza sądeckiego ratusza?
- Przede wszystkim muszę do tego wszystkiego nabrać teraz dystansu. Ostanie dwa miesiące były dla mnie niezwykle intensywne w sensie emocjonalnym i intelektualnym, bo bardzo mocno zaangażowałem się w swoją kampanię. Muszę się przyjrzeć tej rzeczywistości, zastanowić... nie chcę teraz niczego deklarować.
W czasie kampanii zyskał pan zapewne zupełnie inną perspektywę widzenia spraw miasta. Zaraz na starcie będzie pan radnym wyjątkowo dobrze zorientowanym w problemach jego mieszkańców.
- Bycie radnym poczytuję sobie za zaszczyt i odpowiedzialność i zamierzam się dobrze wywiązać ze swojej funkcji. Natomiast trudno oczekiwać teraz ode mnie, że zadeklaruję jakiś konkretny program dla moich działań w radzie. Poza tym nie wiadomo, kto wygra wybory i jaka będzie ostateczna konfiguracja. Na pewno nie będę siedział z tyłu i jedynie się przysłuchiwał.
Pan ma już to za sobą. Teraz z dystansu może pan spojrzeć na drugą turę wyborów. Jaka pana zdaniem będzie kampania: Iwona Mularczyk kontra Ludomir Handzel?
- Na pewno to będzie bardzo szybka kampania, bo po drodze wypada jeszcze uroczystość Wszystkich Świętych, co stanowi naturalne ograniczenie dla kandydatów.
Czy to ostateczne starcie może być brutalne?
- Mam nadzieję, że nie, bo to nie ma najmniejszego sensu.
Mówi się o tym, że pana kampania była bardzo dobrze, profesjonalnie przygotowana. Gdyby miał pan dać dobre rady swoim byłym konkurentom...
-Pan Handzel i pani Mularczyk mają swoich doradców.
Może jednak pokusi się pan o jakieś konkretne uwagi...
-Moja rada? Po prostu trzeba rozmawiać o mieście, jego problemach i pokazywać sposoby ich rozwiązania. I niech ludzie zdecydują, który sposób jest dla nich lepszy, bardziej odpowiedni. Czasu jest niewiele, żeby pokazać, który z kandydatów ma lepszy plan.
Kogo pan obstawia w roli zwycięzcy?
- Nie potrafię tego powiedzieć. To jest bardzo trudne. Nawet się o to nie pokuszę. Poza tym nie będę nikogo obstawiał, bo nie zajmuje się hazardem.
Jak pan sądzi, kogo mogą poprzeć ci, którzy głosowali na pana?
- Trudno na to pytanie odpowiedzieć. Pewnie będą tacy, którzy zagłosują na jednego, bądź drugiego kandydata i tacy, którzy zdecydują, żeby nie iść do drugiej tury wyborów.
Poszedł, pan w dyplomację w swojej odpowiedzi. Ale przecież miał pan kontakt ze swoimi wyborcami. Dużo pan wie o ich preferencjach i oczekiwaniach. Może jednak pan trochę pospekuluje.
- Nie. zdecydowanie nie. Teraz muszę się do tego zdystansować.
Drugi raz powtarza pan to w naszej rozmowie. Bardzo zabolała pana ta porażka?
- Jest to porażka, jeśli patrzymy na sam wynik, który sprawił, że nie wszedłem do drugiej tury. Ale te ponad dwadzieścia procent głosów, jakie zyskałem, to naprawdę wynik i dobry prognostyk dla mnie na przyszłość i dla grupy tych, którzy zdecydowali się ze mną współpracować. To bardzo mocna ekipa. Niezwykle szanuję tych ludzi i bardzo dziękuje im za to, co zrobili. Ten wynik, ponad siedem i pól tysiąca głosów, to w dużej mierze ich zasługa. Potrafili być moimi ambasadorami i ludźmi, którzy mi zaufali.
Ludomir Hanzel, który cztery lata temu przegrał z Ryszardem Nowakiem zyskał rozpoznawalność, co teraz z sukcesem wykorzystał w swoim kolejnym starcie w prezydenckich wyborach. Teraz pan, dzięki kampanii zyskał rozpoznawalność. Zamierza pan to spożytkować za pięć lat? Powalczy pan znowu o prezydenturę w Nowym Sączu?
- To bardzo trudne pytanie i w życiu się nie zdecyduję, żeby na nie odpowiedzieć, ani tak ani nie. Ale na pewno nie zamierzam być bierny i dlatego dziękuję wyborcom za to, że powierzyli mi mandat radnego. Będę chciał to wykorzystać. Czym się to zakończy za pięć lat, nie potrafię powiedzieć.
[email protected] fot.JM