Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Sobota, 20 kwietnia. Imieniny: Agnieszki, Amalii, Czecha
20/08/2016 - 08:00

Stanisław Pasoń: Na wojenki polityczne nie mam czasu i ochoty

„Chłop nie musi być ani lewicowy, ani prawicowy, chłop musi być sobą – mówi Stanisław Pasoń, radny wojewódzki z ramienia PSL, a kiedyś poseł RP.

W obszernym wywiadzie udzielonym naszej redakcji „chłop z Moszczenicy”, jak Pasoń  sam siebie nazywa, opowiada czym dla niego jest tradycja, o swojej pracy w Sejmiku, o hejcie w Internecie,, a nawet wypuszcza się na głębokie wody polityki międzynarodowej.   „Po Brexicie prawdopodobnie Polska (i nie tylko) funduszy unijnych dostanie znacznie mniej – stwierdza radny wojewódzki.

Oto zapis rozmowy.

**

Na swojej wizytówce ma pan cytat Władysława Orkana: „Tradycja jest Twoją godnością, Twoją dumą. Twoim szlachectwem, synu chłopski”. Jednocześnie nawet na odzieży nosi pan wyszyte parzenice. Czy nie obawia się pan, iż takie jednoznaczne manifestowanie przywiązania do folkloru i tradycji może być interpretowane, jako działanie pod publikę, „na pokaz”, lub – co gorsze - objaw pewnego zacofania?

W przytoczonym cytacie jest chyba cała odpowiedź na pańskie pytanie. Folklor to tylko drobny element tradycji, ale taki, który darzę wielkim sentymentem. Stąd też parzenica wyszyta na klapie marynarki symbolizuje to, co dla mnie ważne i autentyczne. Jeśli ktoś uważa, że z czymś się obnoszę lub robię „na pokaz” to… już jego problem.

Minęły na szczęście czasy, kiedy to pielęgnowania tradycji musieliśmy się wstydzić, lub wręcz skrzętnie skrywać, bo nie było to zgodne z narzuconą i fałszywie pojętą postępowością. Każdy powinien mieć swój osobowościowy, solidny fundament, który pozwoli mu przetrwać życiowe zawieruchy. Każdy z osobna i jednocześnie kolektywnie, społecznie. Tym fundamentem musi być tradycja, bo z niej wyrośliśmy, w niej powinniśmy żyć i z nią powinniśmy umierać. Nie ma konfliktu między tradycją a postępem – wręcz przeciwnie – nie ma realnego i trwałego postępu bez oparcia się na tradycji. Przykład Wincentego Witosa jest tutaj chyba najbardziej dobitny, był człowiekiem uznawanym za postępowego w latach 20-tych XX wieku, ale jednocześnie za postępowego można uznać go i dzisiaj.

Przez długie lata społeczeństwo narażone było na głód wartości, podważane było znaczenie tradycji, autorytetów i szacunku. Tradycji mieliśmy się wstydzić, autorytetów wyrzekać a o szacunku zapominać. Oparliśmy się temu. Dziś żyjemy w wolnym kraju i z satysfakcją obserwuję powrót do pewnej autentyczności, do szacunku, który możemy oddać innym i przy tym samemu sobie.

Nawiązując do symbolicznego oddawania szacunku innym, przed kilkoma tygodniami był pan gościem na spotkaniu promującym książkę o Józefie Oleksym. Niektórzy lokalni politycy nie skorzystali z zaproszenia…

Udział w uroczystości to wolny, indywidualny wybór każdego. Ja byłem, bo chciałem oddać hołd przyjacielowi i dobremu człowiekowi, bo tak mi podpowiedziało serce i rozsądek. Zwyczajnie i po ludzku. Bóg osądzi Józefa Oleksego i ja nie mam do takiego osądu prawa. Szacunek do ludzi w moim przypadku jest uniwersalny i nie podlega takiej, czy innej koniunkturze lub presji, wypływa po prostu z wnętrza. Inni jednak w tym samym czasie stali przed Ratuszem i protestowali, bo im było wolno. Na tym polega wolność i demokracja.

Przejdźmy do pańskiej działalności, jako radnego Sejmiku Wojewódzkiego. Jak wiadomo, w Sejmiku większość ma koalicja PO-PSL? Jak ocenia pan współpracę z grupą radnych opozycyjnego PIS-u? Czy echa warszawskiej, politycznej gorączki udzielają się także radnym w Krakowie i dochodzi do sporów i batalii?

Ludzie wybrali mnie radnym Sejmiku Województwa Małopolskiego udzielając mi pewnego kredytu zaufania. Ten kredyt zaufania mogę spłacać tylko rzetelną pracą, uczciwością i godnym reprezentowaniem swojego regionu i swoich wyborców. Moją energię pożytkuję na rozwiązywaniu bieżących problemów i zagadnień stawianych na forum Sejmiku. Od tego jestem. Na wojny i wojenki polityczne zwyczajnie nie mam czasu i ochoty. Głowa mnie boli o to jak skuteczniej i efektywniej gospodarować budżetem województwa a nie o to, co dobrze lub źle robi opozycja. Powtarzam niekiedy, że chłop nie musi być ani lewicowy, ani prawicowy, chłop musi być sobą. Jeśli jakieś rozwiązanie uznaję za dobre to głosuję „za”, jeśli zaś oceniam jako złe, lub wbrew moim zasadom to głosuję „przeciw” a polityka i priorytety partyjne nie mają dla mnie tu nic do rzeczy.

W mojej ocenie, na dzień dzisiejszy w Sejmiku Wojewódzkim i koalicja i opozycja wobec siebie zachowują się z klasą. Nie da się ukryć, że czasami „iskrzy” podczas obrad, ale w kluczowych kwestiach osiągamy zdroworozsądkowy konsensus. Najwyraźniej tutaj, na poziomie województwa, bardziej nas zajmuje praca a mniej politykierstwo. Poza tym w wielu przypadkach, mimo bycia po dwóch stronach partyjnej linii, znamy się prywatnie i szanujemy, często w kuluarowych rozmowach wymieniamy się spostrzeżeniami i poglądami. Trudno więc, aby na forum Sejmiku nagle zacząć się obrzucać błotem, czy rzucać kłody pod nogi tylko w myśl politycznej walki. Widać u nas pewna zasadę, iż jeśli jedna strona nie może lub nie chce drugiej stronie pomóc, to przynajmniej nie przeszkadza. Cenię taka postawę i życzę nam wszystkim przeniesienia jej na salony sejmowe.

Wspomniał pan, że w podejmowaniu decyzji i w głosowaniach jest pan niezależny i kieruje rozsądkowymi przesłankami. Dzisiaj jednak sytuacja jest taka, że od posłów i senatorów często wymaga się głosowania zgodnego z wykładnią, lub wręcz z dyscypliną partyjną…

To jest bardzo szeroki i wielopłaszczyznowy problem. Rodzi się pytanie, czy parlamentarzysta lub radny ma być częściowo ubezwłasnowolnionym, żołnierzem swojej partii, czy też refleksyjnym, niezależnym i podmiotowym członkiem partii? Oczywiście pewien element dyscypliny partyjnej być musi, chociażby z tego powodu, że oczekuje tego część wyborców. Jeśli kandydat startował z listy danej partii, to wyborca ma prawo spodziewać się, że będzie on wspierał elementy programu politycznego tegoż ugrupowania.

Z drugiej strony łatwo wyobrazić sobie sytuacje w której - dajmy na to poseł – ma głębokie przekonanie, iż rozwiązanie poddane przez jego partię pod głosowanie nie jest dobre. I co? Przecież takie sytuacje zdarzają się wcale nie tak rzadko. Często, jeśli zagłosuje się wbrew ugrupowaniu, to narażonym się jest na wewnętrzne postępowanie dyscyplinarne z wykluczeniem z partii włącznie. O zgrozo, kiedyś był nawet pomysł, aby poseł wykluczony z partii tracił mandat. Według mnie to swoisty kaganiec, który przywodzi na myśl najgorsze skojarzenia. Nie ukrywam, że będąc posłem w latach 1993-1997, osobiście zetknąłem się poniekąd z tym problemem.

A konkretnie w jakiej sytuacji?

Podczas mojej kadencji trwała dyskusja nad liberalizacją tzw. ustawy aborcyjnej. Chodziło o dopuszczenie aborcji z przyczyn społecznych. Głośno wyrażałem swoje zaniepokojenie tym projektem i zagłosowałem przeciw. Nie oglądałem się przy tym ani na koalicyjne wytyczne, ani na presję otoczenia. Oddałem głos zgodny z sumieniem. Niektórzy koledzy posłowie mieli mi to mocno za złe. Do dzisiaj zbyt cenię sobie niezależność, aby bezkrytycznie realizować jakieś dyrektywy partyjne i mówię to z pełną świadomością mimo 36 lat ciągłej działalności w stronnictwie chłopskim. Po prostu polityka jest szlachetnym zajęciem, ale dla wolnego człowieka.

Dość często angażuje się pan w pomoc organizacyjną podczas różnego rodzaju festynów ludowych, pikników charytatywnych, obchodów jubileuszy itp. czy jest to element kreowania wizerunku?

Panie redaktorze, jeśli ktoś twierdzi, że ja cokolwiek w sobie sztucznie kreuję, to najwyraźniej mnie nie zna. Paradoksalnie niekiedy moim problemem jest to, że jestem sobą aż do bólu i bez względu na konsekwencje. Jeśli biorę udział w uroczystościach, festynach itd. to głównie z tego powodu, że chcę uszanować organizatorów którzy mnie zaprosili, oraz okoliczność lub intencję temu towarzyszącą. To naturalny element wypełniania mandatu radnego. Jeśli jednocześnie mogę jakoś pomóc w organizacji danego przedsięwzięcia, to robię to zazwyczaj w imieniu samorządu Województwa Małopolskiego. Sam w sobie radny, przewodniczący komisji, czy nawet marszałek województwa, niczego nie załatwia i niczego nie daje. Ja mogę coś załatwić lub dać, jako prywatnie Stanisław Pasoń, ale już jako Radny Sejmiku Województwa Małopolskiego działam w imieniu Województwa Małopolskiego. Niektórzy często o tej prostej zasadzie zdają się zapominać i przypisują tylko sobie zasługi, co do których tylko w pewnym stopniu się przyczynili. Tak radny bez marszałka nic nie wskóra jak i marszałek bez radnych.

Reasumując, moja obecność przy okazji różnego rodzaju uroczystości podyktowana jest najczęściej powinnością wynikającą z wypełniania mandatu radnego wojewódzkiego i reprezentuję wówczas małopolski samorząd. Nie ukrywam jednak, że są miejsca i okoliczności do których osobiście chętnie wracam i z którymi sentymentalnie jestem związany. Jeśli jednak dodatkowo mój wizerunek na tym zyskuje to pozostaje mi się z tego tylko cieszyć.

Da się jednak zauważyć, że na portalach internetowych, niektórzy internauci w komentarzach w niewybredny sposób wytykają politykom i celebrytom pewną „wszechobecność”. Jak pan to ocenia?

Widzi pan, ja jestem jeszcze z czasów, w których anonim był uważany za jedną z najobrzydliwszych form przekazu, cechujących konfidentów i tchórzy. Dzisiaj realia mamy takie, że Internet dał ludziom pozorną anonimowość i niektórzy z tego ochoczo korzystają opluwając w zasadzie wszystko i wszystkich. W zasadzie można tym ludziom tylko współczuć, bo po pierwsze ten tzw.  hejt najwyraźniej stał się to sensem ich życia, a po drugie muszą być na tyle sfrustrowani i zakompleksieni, iż uciekają w anonimowy, wirtualny świat w którym choć przez chwilę mogą poczuć się kimś.

Ja osobiście nie żywiłbym z powodu ataku internetowego (mieszczącego się w cywilizowanej normie) jakiejś wielkiej urazy, bo tak jak wspomniałem, raczej takiemu człowiekowi należy współczuć. Humorystycznie zapytam: czy można się gniewać na psa za to, że szczeka skoro od tego jest?

Właściwie każda osoba publiczna obecnie boryka się z mniejszą lub większą internetową agresją wobec siebie i niestety jest to już smutna reguła. Niektórzy potrafią już zlecać internetowe obrzucanie błotem konkretnej osoby a inni na tym procederze zarabiają.

Na co dzień jednak, nie mam czasu ani ochoty się nad tym skupiać i rozwodzić. Mnie już byle kto, ani byle co już nie przestraszy… Wszelkich adwersarzy i innych krytycznie zapatrujących się ludzi, zapraszam serdecznie do mnie do Moszczenicy Niżnej na rozmowę przy kawie, podczas której chętnie wysłucham krytyki pod swoim adresem i poznam ich rzeczowe argumenty przeciwko mnie. Tylko, że do takiej rozmowy - jak niekiedy powtarzam - trzeba mieć portki, w portkach i w głowie. Szanuję ludzi, ale też wymagam szacunku wobec siebie.

Na koniec pytane o szerszą, międzynarodową politykę. Jak pan ocenia to, co dzieje się w Unii Europejskiej w kontekście Brexitu?

Poznaliśmy siłę i słabość demokracji jednocześnie. Źle się stało w mojej ocenie, i to z punktu widzenia przeciętnego Polaka jak i Brytyjczyka. Brytyjczycy siłą rzeczy stracą na kontynencie cały szereg przywilejów inwestycyjnych, handlowych i finansowych, natomiast UE straciła jeden ze swych gospodarczych filarów. Według mnie nie będzie tutaj żadnych zwycięzców, będą natomiast sami przegrani. Martwi mnie to także ze względu na Województwo Małopolskie.

Co ma pan na myśli?

Wielka Brytania była jednym z największych płatników netto do budżetu UE i w obecnej sytuacji całość tego budżetu będzie musiała być przekonstruowana, co zaowocuje cięciami w wydatkach i funduszach strukturalnych w następnych latach. Po Brexicie prawdopodobnie Polska (i nie tylko) funduszy unijnych dostanie znacznie mniej. Wspomnę tylko, że w budżecie Województwa Małopolskiego w 2015 roku środki UE stanowiły blisko 30% - nikomu chyba nie trzeba tłumaczyć, że każdy spadek poziomu funduszy zewnętrznych odbije się błyskawicznie na inwestycjach i to nie tylko wojewódzkich. Środkami własnymi takiego deficytu nie zrównoważymy, bo póki co nie widać źródeł dodatkowych, tak dużych przychodów.

Żeby jednak nie kończyć na pesymistyczną nutę – co Stanisław Pasoń robi w czasie wolnym, jak się relaksuje?

No cóż, odpowiedź jest dla mnie trudniejsza niż może się zdawać, ponieważ pojęcie czasu wolnego w moim przypadku jest mocno względne. Zastanawiam się, czy poza sześciogodzinnym snem w ogóle mam wolny czas. Poza działaniami wynikającymi z pracy bezpośrednio w Sejmiku, dochodzą jeszcze zadania wynikające z członkostwa w czterech jego komisjach. O reprezentowaniu władz wojewódzkich podczas różnych okoliczności i uroczystości już rozmawialiśmy – często jest to w soboty lub niedziele. Nie mniej przynosi mi to wiele satysfakcji stąd też nie uskarżam się a wręcz przeciwnie – mogę stwierdzić, że robię to, co lubię. Polityka ma to „coś”, na swój sposób uzależnia, często zaskakuje robiąc niespodzianki udowadniając, że niemożliwe staje się możliwym. Wygrywając wybory do Sejmu startowałem z 10 miejsca na liście, czyli niejako byłem bez szans, do Sejmiku też nie byłem na pierwszym miejscu a udało się.

Drugi tor mojej aktywności to praca w rodzinnym, 70-hektarowym gospodarstwie rolnym i domu weselnym, który prowadzimy. Wspomagam w tym syna Romana, który po ukończeniu Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie, zdecydował się zaangażować w rodzinny biznes, oraz syna Tomasza, który w Wyższej Szkole Przedsiębiorczości ukończył kierunek turystyka co przydaje się w prowadzeniu wspomnianego domu weselnego. Małżonka Jolanta jest lekarzem stomatologiem i prowadzi własny gabinet w Starym Sączu.

Lubię śpiew, zabawę, folk, nawet jeśli niektórzy się z tego wyśmiewają. Przypomina mi się taka przyśpiewka: „Nie cieszą mnie brony, nie cieszy mnie kolca, nie cieszy mnie nawet gospodarka ojca…” Mnie natomiast cieszy praca na wsi i cieszy także to, że na wsi pracować chcą moi synowie.

Tak naprawdę pełny relaks i odprężenie odczuwam wtedy, gdy mogę być w towarzystwie mojej całej rodziny. Na przykład nic mi tak nie ładuje baterii jak np. zabawa z wnuczkiem Emilem. Rodzina to dla mnie ostoja i szczęście absolutne, więc nawet praca w gronie rodzinnym to w gruncie rzeczy dla mnie odpoczynek, za co Bogu i mojej rodzinie pozostaję wdzięczny. Jeden z moich znajomych powtarza: „Staszek, ty to masz szczęście, bo chłopi robią to, co chcą a ja robię to, co muszę.”

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Henryk Szewczyk







Dziękujemy za przesłanie błędu