Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 25 kwietnia. Imieniny: Jarosława, Marka, Wiki
22/02/2016 - 22:45

Bolesław Faron: Wiodła mnie ścieżka Władysława Orkana

Z profesorem rodem z Czarnego Potoka koło Łącka, wybitnym literaturoznawcą i rozmiłowanym w twórczości Orkana piewcą swojej „małej ojczyzny” rozmawiamy o literackich fascynacjach i o jego „chłopsko-naukowej” drodze. Bolesław Faron został laureatem Nagrody im. Ks. Prof. Bolesława Kumora w kategorii „Sądecki autor”.

Podczas odbierania wyróżnienia powiedział Pan, że to szczególna nagroda...

To nagroda szczególna, wzruszająca i bardzo ważna, bo dostałem ją w mateczniku – w Nowym Sączu, czyli mieście, z którym jestem związany od dzieciństwa i któremu poprzez pracę staram się odwdzięczyć, spłacić dług w ramach sformułowania Orkana ze „Wskazań dla synów Podhala”: „Wróć braciom swoim, coś wiedzą zdobył”.

Podobno zgodnie z życzeniem mamy miał Pan być księdzem, tata miał wobec Pana jeszcze inne, mniej sprecyzowany plany, a sam Pan myślał o budownictwie. Po maturze pojawiła się nawet propozycja studiów za granicą w Leningradzie, jednak Pan wybrał polonistykę w Krakowie?

Z moimi studiami było trochę zamieszania. Intencją mojej matki było, abym poszedł do stanu duchownego. Stąd w liceum w Nowym Sączu zostałem skierowany do klasy łacińskiej, żebym posiadł język, który byłby mi ewentualnie potrzebny w Seminarium Duchownym w Tarnowie. Tej drogi nie wybrałem, wobec tego była dyskusja w rodzinie, jakie studia. Wtedy w Polsce w latach pięćdziesiątych bardzo szanowany był zawód inżyniera. Swoje podanie na studia skierowałem na Akademię Górniczo-Hutniczą w Krakowie na kierunek Budownictwo lądowe. Miałem ambicje budować mosty, wtedy bardzo mi się to podobało. Z tym się wiążą dalsze problemy. Dyrektor Franciszek Łapka zaprosił mnie do siebie na rozmowę i powiedział, że skoro chcę studiować politechnikę, to on ma dla mnie propozycję nie do odrzucenia – szkoła dostała pięć miejsc na studia zagranicą, oczywiście wtedy studia zagranicą  to były tylko i wyłącznie studia w Związku Radzieckim, w tym jedno czy dwa miejsca na Uniwersytecie w Leningradzie, dzisiaj Petersburgu. Agitacji bym te studia podjął było więcej, bo odbyto ze mną rozmowę w komitecie powiatowym partii i w zarządzie powiatowym Związku Młodzieży Wiejskiej. Mój ojciec nie chciał się zgodzić na takie studia, argumentował to tym, że jestem jeszcze zbyt słabo ukształtowany osobowościowo. „Jak skończysz studia w Polsce, to możesz nawet studiować na Sorbonie”. Nie bardzo wiedziałem, skąd tato wiedział o Sorbonie, bo przed wojną w Czarnym Potoku skończył tylko cztery klasy szkoły.

Z Czarnego Potoka poszedł Pan Profesor w „wielki świat”, trochę jak bohaterowie Stanisława Piętaka czy późniejszego nurtu wiejskiego w powojennej prozie, który jest Panu szczególnie bardzo bliski?

Nie tylko to, że ta moja droga jest pochodna do tego nurtu młodzieży chłopskiej, która szła, jak to się mówiło, do szkół, ale moją drogą dość mocno pokierował Władysław Orkan. Jeszcze w piątej klasie zetknąłem się z Orkanem, mianowicie przyjechał do nas poeta sądecki Tadeusz Giewont Szczecina, który opowiadał nam rzewną historię o matce, co nosiła do Krakowa w plecaku jedzenie dla swoich synów, którzy pobierali tam nauki. Dopiero później zorientowałem sie, że to była opowieść o matce Orkana. Na zakończenie liceum  w nagrodę za dobre wyniki w nauce i prace społeczną otrzymałem wybór pism Władysława Orkana w bordowej oprawie. Ten wybór szedł ze mną przez życie. Pojechałem z nim na studia do Krakowa, jako z jedyną książką z domu. Na trzecim roku profesor Nowakowski zgodził się, żebym napisał pracę magisterską z naturalizmu u Orkana. Pracę napisałem i obroniłem, a potem rozpocząłem pracę w internacie w Nowej Hucie.

To co zaważyło, że został Pan pracownikiem naukowym uczelni?

Umówił się ze mną na rozmowę profesor Stanisław Pigoń, wybitny humanista pochodzenia chłopskiego. Pigoń mnie zaprosił, przeczytał pracę i powiedział, że jest dobra i na na UJ by ją przyjął, bo ona była pisana na Wyższej Szkole Pedagogicznej. Zaproponował, że można pierwszy rozdział opublikować, co też się stało. Zapytał mnie, gdzie pracuję i trochę się zdziwił. Na tym na razie się skończyło. Podziękowałem mu, a on powiedział, że jest polskim profesorem i to jego obowiązek. Te słowa zostały mi na zawsze w pamięci. Za pół oku zadzwonił do mnie były promotor i zapytał, czy nie podjąłbym się pracy na uczelni. Później dowiedziałem się, skąd ta zmiana. W Bibliotece Jagiellońskiej spotkał go Pigoń i powiedział „talenty marnujesz”. Dzięki interwencji Orkana przez Pigonia zostałem pracownikiem naukowym i całe życie zawodowe spędziłem w Wyższej Szkole Pedagogicznej Krakowie.

Potem przyszła fascynacja prozą Zbigniewa Uniłowskiego?

Pracę doktorską napisałem o Uniłowskim, pracę habilitacyjną o Stefanie Kołaczkowskim, krytyku literackim, przedwojennym profesorze Uniwersytetu Jagiellońskiego. Ale niezależnie od tego w całej mojej twórczości były zainteresowania nurtem chłopskim. Wspominał pan o Piętaku, wybitnym poecie i prozaiku Dwudziestolecia, o nim napisałem książeczkę w serii „Nauka dla wszystkich” Polskiej Akademii Nauk w Krakowie. Pisałem wiele i o Julianie Kawalcu, zwłaszcza o jego późniejszej twórczości, tak zwanej senioralnej, i jego poezji. Piszę o Józefie Baranie, poecie pochodzenia chłopskiego z Bożęcina. Także o poezji Ziemianina. Napisałem dwie książki o Orkanie, zredagowałem też dwie książki zbiorowe poświęcone Orkanowi. W ten sposób chcę spłacić dług wobec Władysława Orkana, bo rzeczywiście zaważył on na moim życiu.

Wyjechał Pan ze swojej „małej ojczyzny”, ale w literacki sposób do niej wrócił przy okazji eseistycznej prozy „Powrót do korzeni” i „Powrót do korzeni. Nowy”...

Gdzieś do pięćdziesiątego roku życia zajmowałem się tylko nauką względnie działalnością organizacyjną na różnych frontach. Byłem między innymi: rektorem, ministrem oświaty i wychowania, dyrektorem Instytutu Polskiego i radca ambasady. Kiedy przekroczyłem pięćdziesiątkę, wróciłem z placówki dyplomatycznej w Wiedniu w latach dziewięćdziesiątych miałem pewne problemy adaptacyjne po takim dziesięcioletnim okresie nieobecności. Wtedy dokonałem pewnego przewartościowania w swoim życiu i uświadomiłem sobie jakie wartości są trwałe i niezmienne. Tymi wartościami jest rodzina i najbliżsi ludzie. To plus namowa Józefa Barana, który był redaktorem naczelnym tygodnika „Wieści”, żebym pisał takie teksty, sprawiło, że zacząłem pisarstwo eseistyczne, wspomnieniowe, felietonowe dotyczące naszej „małej ojczyzny”.

Rozmawiał Janusz Bobrek

Fot. JB







Dziękujemy za przesłanie błędu