Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 29 marca. Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona
10/11/2018 - 15:30

Sejm odrzucił ustawę szczepionkową, skończyła się epidemia odry... [Felieton]

9 listopada 2018 r., w przeddzień hucznych obchodów naszej polskiej wolności, okazał się być dniem - nie pierwszym już zresztą w naszej Ojczyźnie - przeciw wolności. Był to dzień triumfu arogancji i ignorancji władzy; skądinąd wiadomo, że arogancja z ignorancją często idą w parze. Jak miał powiedzieć Giordano Bruno, „ignorancja i arogancja to dwie nierozłączne siostrzyce”.


9 listopada właśnie, w przyspieszonym trybie, sejm polski przytłaczającą większością głosów odrzucił obywatelski projekt ustawy o zmianie ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi, tj.,  jak podają w pewnym uproszczeniu media, znoszącej przymus szczepień. Projekt przygotowało utworzone i kierowane przez panią Justynę Sochę Ogólnopolskie Stowarzyszenie Wiedzy o Szczepieniach „STOP NOP”. Za odrzuceniem projektu jak jeden mąż głosowała cała „twarda” (by nie powiedzieć „totalna”) opozycja, ale i przeważająca część posłów rządzącej partii.

Może istotnie ustawa nie była w projektowanej wersji idealna – wymagała pewnych poprawek i zmian. Jednak – poza wprowadzeniem dobrowolności szczepień dzieci – proponowała rozmaite regulacje prawne, mające uczynić istniejący system bezpieczniejszym, wprowadzić lepszą kontrolę nad akcją szczepień i jakąkolwiek odpowiedzialność kogokolwiek za wywołane niepożądane odczyny poszczepienne. Aktualnie takowej brak – rodzic jest wyłącznie karany i szykanowany za odmowę szczepienia dziecka, a gdy „coś pójdzie nie tak”, zostaje sam z ciężko czasem chorym dzieckiem.

System zgłoszeń NOPów w Polsce w zasadzie nie działa, systemu odszkodowań brak, odpowiedzialność się rozmywa. Lekarze pediatrzy, nieraz wspaniali specjaliści, niezależnie od własnego zdania, w istniejącym systemie, zmuszeni są wyłącznie pilnować „wysokiej wszczepialności” małych pacjentów. Władza mogła więc nieco uważniej pochylić się nad projektem, podpisanym przez ponad 120 tysięcy obywateli. Podobno wszak oni są w naszej demokracji „suwerenem”, zaś członkowie parlamentu są ponoć przedstawicielami narodu.

Odrzucenie projektu ustawy w całości, bez wysłuchania argumentów jej autorów, bez odrobiny rzetelnej dyskusji trudno usprawiedliwić. Warte uwagi są tu słowa jednego z czołowych (najbardziej barwnych, by nie powiedzieć komicznych) posłów opozycji na mównicy, który wyzwiskami obrzucił zarówno ludzi, którzy przyszli z projektem do sejmu, jak i rządzącą partię, która pozornie dopuściła go do dalszych prac w komisji. Niestety i rządząca partia uczyniła w tym momencie tylko ruch pozorowany.

Połączone sejmowe komisje zdrowia oraz polityki społecznej i rodziny, pod wodzą byłego ministra Bartosza Arłukowicza (jak kto nie pamięta – ostał się z poprzedniej ekipy…), postanowiły czym prędzej wyrzucić projekt do kosza. I posłusznie, zgodnie z zaleceniem Wysokiej Komisyi, posłowie tak uczynili. Taka to wolność i demokracja. Przypomina mi się sprawa jeszcze z poprzedniej kadencji sejmu, gdy ówczesna „przewodnia siła narodu” podobnie potraktowała projekt ustawy, z podpisami 300 tysięcy obywateli, znoszący szkolny obowiązek sześciolatków. Niewątpliwie ówczesna – podobna jak dziś – ignorancja i arogancja władz stała się jednym z gwózdków do jej trumny. Za rodzicami wówczas stały liczne autorytety pedagogiczne i psychologiczne, wyniki badań i doświadczenia z różnych krajów świata. Teraz zresztą wbrew pozorom i temu, co możemy usłyszeć w mediach głównego nurtu, nie jest inaczej.

Nie tylko osławiony „inżynier Zięba” sprzeciwia się przymusowi szczepień, a sprawa znanego dra Wakefielda ma nieco inny finał, niż chce się nam z różnych stron wmówić. Opresyjny system szczepieniowy w Polsce, z bezrefleksyjnie niemal co roku rozszerzanym kalendarzem szczepień, jest zresztą pewną egzotyką w Europie. W zasadzie tylko w paru krajach dawnego bloku wschodniego jest on podobny do naszego; bo i wywodzi się z czasów, gdy byliśmy „jedną wielką socjalistyczną rodziną”. Jego początki w Polsce to czasy gomułkowskie. Ale nie wszędzie został utrzymany; zniosła go na przykład Rosja. W krajach zachodnich, nawet tam, gdzie obowiązku nie ma, działają natomiast systemy odszkodowawcze za powikłania, których z kolei w Polsce brak.

Obowiązku nie ma choćby u najbliższego nam zachodniego sąsiada – w Niemczech, gdzie „żelazna kanclerz” Angela Merkel publicznie zdecydowanie opowiedziała się przeciw przymuszaniu do szczepień. Trudno się dziwić takiej jej deklaracji; dla większości mieszkańców Republiki Federalnej wprowadzenie tego rodzaju przymusu jest wprost nie do pomyślenia. Polacy jednak w dużej liczbie dają się zastraszyć i ulegają medialnej propagandzie. Zresztą na koniec jeszcze jeden przykład, by rzucić choć odrobinkę światła „kto za tym stoi”.

Otóż w swoim czasie, gdy jeszcze ruch propagujący liberalizację i bezpieczeństwo systemu szczepień nie funkcjonował w ogóle w mediach „mainstreamowych”, już powstała w Internecie strona STOPSTOPNOP, „punktująca antyszczepionkowców”. I co ciekawe – jej twórcą i głównym prowadzącym był dobrze znany z późniejszych wydarzeń aktywista, niejaki Mateusz Kijowski.

O tym, jak się ostatecznie ów „obrońca demokracji” skompromitował, nie trzeba pisać. Ale w sprawie przymuszania do potencjalnie niebezpiecznej i słabo przez władze kontrolowanej ingerencji medycznej w organizmy naszych dzieci, zarówno on, jak i ta straszna „antydemokratyczna” władza, którą tak Pan Kijowski zwalczał, mówią jednym głosem. Jak zaś mówi nasza, wciąż obowiązująca Konstytucja, której jego Komitet gorąco bronił, w art. 4: „Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu”. W świetle piątkowych wydarzeń sejmowych pojawia się jednak pytanie – czy aby na pewno.

Jedna jest za to na pewno korzyść z odrzucenia projektu ustawy przez sejm. Jak skomentował gdzieś ktoś w Internecie, z chwilą, gdy to nastąpiło, skończyła się w Polsce epidemia odry…

Sławomir Wróblewski







Dziękujemy za przesłanie błędu