Poeci Sądecczyzny: Wiesław Kolarz
Wiesław Kolarz urodził się 19 maja 1945 roku w Nowym Sączu w centrum miasta, przy ul. ks. Piotra Skargi 5, w rodzinie mieszczańskiej. Był uczniem I Liceum Ogólnokształcącego im. Jana Długosza, a jego polonistką zasłużona dla sądeckiej oświaty Zofia Oleksówna, która odegrała – jak wspomina – ważną rolę w jego recytatorskiej pasji. Dzieciństwo i młodość spędził nad Dunajcem i Kamienicą. Często później wracał do tej krainy, chociaż nie była to typowa Arkadia, a okres trudnych doświadczeń: śmierć ojca, ukochanej ciotki Marysi, choroba, wracał w poezji i we wspomnieniach: „Wszyscy byliśmy prowincjuszami i to haftowaliśmy na swoich sztandarach już w Krakowie. Ciągle czułem się w tym moim wyśnionym, wymarzonym Krakowie przybyszem z prowincji. Nie dlatego, że nie umiałem się znaleźć, ale dlatego, iż wszystkim chciałem opowiedzieć, skąd przybyłem. […] Uciekłem z podwórka małego na inne, większe podwórze. Chciałem jednak szczekać po swojemu. […] Człowiek piszący powinien pamiętać o miejscu, z którego wyszedł. Nie wolno zacierać śladów. Jestem krakusem z wyboru, ale w sercu jestem sądeczaninem, a z rodzinnej tradycji… trudno to opowiedzieć. Uznaję się za drobnomieszczanina, i to jest również wartość, z której powstała moja poezja” (Beata Salomon-Sałata Wielka inwentaryzacja. Rozmowy z poetami… Kraków 1999).
Do Krakowa przyjechał na studia polonistyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim w roku 1963. Zamieszkał w II Domu Studenckim Żaczek, zafascynowało go życie kulturalne i artystyczne studentów. Założył i prowadził wspólnie z Olimpią Napolską (później żoną) Teatr Poezji „Sowizdrzał”, recytował wiersze, rozpoczął twórczość poetycką. W 1968 roku debiutował w „Życiu Literackim” jako poeta, w 1973 roku opublikował pierwszy tom poezji pt. Ballady prowincjusza. Po studiach na krótko zatrudnił się w wytwórni witraży jako instruktor kulturalno-oświatowy, by na pięć lat przejść do Zarządu Wojewódzkiego Związku Młodzieży Wiejskiej na stanowisko animatora kultury.
Został przewodniczącym Krakowskiego Oddziału Korespondencyjnego Klubu Młodych Pisarzy i wiceprzewodniczącym Rady Krajowej KKMP. Publikował m.in. w „Głosie Młodzieży”, Zarzewiu”, „Echu Akademickim”. Zdobywał szlify rasowego publicysty. W 1973 roku podjął pracę w „Gazecie Krakowskiej”, z którą był związany do końca życia (tu pełnił różne funkcje: sekretarza redakcji, zastępcy redaktora naczelnego, kierownika działu kulturalnego). Redagował m.in. satyryczną rubrykę „Kadyceusz”. 19 kwietnia 2001 roku otrzymał nagrodę Stowarzyszenia Dziennikarzy RP „Złotą Gruszkę”.
Pod koniec życia miał poważne problemy zdrowotne. Skarżył się na cukrzycę, kłopoty z sercem, z oddychaniem. Zmarł 22 listopada 2001 roku. Zgodnie z ostatnią wolą ciało jego zostało skremowane. Część prochów pochowano na cmentarzu w Batowicach w Krakowie, a część rozsypano w Dolinie Roztoki koło Rytra, u stóp jego umiłowanej góry Radziejowej. W symboliczny zatem sposób powrócił w Beskid Sądecki, tak jak wcześniej Jerzy Harasymowicz w Bieszczady (tam bowiem rozsypano jego prochy).
Wiesław Kolarz – jak wspomniałem – nie przykładał wagi do druku swoich wierszy. Poza wspomnianym debiutem ukazał się jeszcze za jego życia jeden niewielkich rozmiarów tomik pt. Nic, nic i koniec w Krakowie, w 1996 roku w cyklu Oficyny Konfraterni Poetów Jacka Lubart-Krzysicy w Domu Kultury Podgórze. Po jego śmierci natomiast Olimpia Napolska-Kolarz, żona poety opublikowała obszerny, bo liczący ponad 550 stronic, zbiór wierszy Czekam z posłowiem Stanisława Dziedzica pt. Liryk szyderca. Znalazły się tutaj teksty rozproszone przez lata w różnych czasopismach, a także utwory, które pozostawały w rękopisach, nigdzie niedrukowane, o bardzo intymnym, osobistym charakterze. Zostały one podzielone na następujące cykle: Cafe imperial (Kolarz nosił się z zamiarem wydania takiego tomiku), z bajek dla Olimpii, Mijam, Żadnych wierszy.
Autor Ballad prowincjusza miał dość sceptyczny stosunek do misji poety, roli poezji. Uważał wręcz, że skończyła się ona w XIX wieku, wraz z Dziadami, mistycyzmem: „poezja ma proste zadanie – twierdził – powinna towarzyszyć ludziom”. […] „prawdziwa poezja nie powinna spełniać żadnych funkcji. Poezja jest wartością sama dla siebie” (to w cytowanym wyżej wywiadzie). Wśród swoich mistrzów wymieniał m.in. Tuwima, Gałczyńskiego, Lechonia, Grochowiaka i… oczywiście Harasymowicza.
Rozpoczął twórczość jako poeta prowincji, małych miasteczek, nie tylko na Sądecczyźnie. W przeciwieństwie do zaangażowanych zwolenników Nowej Fali jego wiersze mają charakter bardzo osobisty, dotyczą osób najbliższych: rodziców, ojca, matki, dziadków i… żony. Jej poświęcony jest cały cykl z bajek dla Olimpii. Przyznać muszę, że mają one charakter bardzo osobisty, bardzo intymny. Demonstrują podstawowe uczucia: miłość, tęsknotę, żal, smutek. Nie zawsze są to teksty najwyższej próby, co łatwo wytłumaczyć tym, że w zasadzie nie były przeznaczone do druku, a stanowiły swoisty sposób rozmowy między małżonkami.
Sądecczyzna jest wszechobecna w poezji Wiesława Kolarza. Raz po raz wracają realia miasta Nowego Sącza, nazwy ulic (Jagiellońska, Grodzka, Kunegundy, dzielnic (Piekło, Wólki), obiektów (klasztor, „Cafe Imperial”, Ratusz), rzeki (Dunajec i Poprad). Z tekstów poety można wręcz odczytać ślady jego wędrówek po Sądecczyźnie, a więc Rytro, Radziejowa, Łomnica. Parchowatka, Piwniczna. Nie ogranicza się zresztą do Sądecczyzny. Mimo utrudnień fizycznych zapuszcza się w Pieniny (Homole, Szlachtowa, Durbaszka ) i w orkanowskie Gorce (Poręba Wielka). Pojawiają się postaci charakterystyczne dla tutejszego krajobrazu: Malarz Nikifor, Prorok z Łabowej. Napisał sporo pięknych wierszy o przyrodzie, potwierdzających jego fascynację naturą.
Poezja Kolarza jest prosta w wyrazie artystycznym. Autor nie sili się na wysublimowaną leksykę, nie poszukuje w słowie drugiego dna, nie gromadzi wyszukanych metafor, choć jeśli trzeba, potrafi napisać „zwinne kolibry kropel”, „stare zmarszczki ulic” czy „samolot chmur”. Sporo uwagi poety obok przyrody zajmują pory roku, Święta Bożego Narodzenia i Święta Wielkanocne oraz związane z nimi zwyczaje i obyczaje oraz nastrój, nastrój, który pamięta jeszcze z dzieciństwa. W wierszu Świetliki napisze: „wszystko słyszę | wszystko widzę | choć mnie tam | już nie ma |”. Wspomnienia, powroty nad Dunajec, są stałym aspektem w twórczości Kolarza. Zresztą używa tego terminu wprost: „wychodzę ze wspomnień”, „kolorowe wspomnienia” (Nic) czy tytuł wiersza Wspomnienia. Epizodycznie odnotowujemy w tej poezji również Kraków. Nie jest wprawdzie miasto pod Wawelem tak wyeksponowane jak u Harasymowicza, nie tak baśniowe.
Wybrane tutaj wiersze pochodzą z następujących źródeł: Wiesław Kolarz, Czekam (Kraków 2003): Prowincja, „Imperial”, Sądeckie ulice, Wspomnienie; Wiesław Kolarz, Nic, nic i koniec (Kraków 1996): Czy to już śnieg, Amen.
Bolesław Faron
**
Prowincja
Lubię małe miasteczka
te ezoteryczne rynki
pokazujące wszystkim jęzor
że wcale nie są gorsze od Krakowa
lubię je
w Grybowie i Jordanowie
Lanckoronie i Kalwarii
Krościenku i Tymbarku
Szukam tam zawsze
pod wieczór płomyka
naftowej lampy
przy której proboszcz, lekarz
aptekarz i notariusz
grają w wista
Przy której panny wzdychają
do marzeń
a zasuszone kwiaty
nadziei
żony
mrą na chwilę
na fluksję wspomnień
Lubię małe miasteczka
choć dzisiaj
pachną tylko naftaliną
i zasuszoną
lawendą czasu
Na rynkach
kapią łzy pożałowanych pieniędzy wszystko co było dobre
leży w zasypanej kurzem skrzyni
niespełnienia
Ale gdy zmierzch
przeinacza się w sen
wychodzą na spacer
proboszcz, lekarz
aptekarz i notariusz
prowadzą za sobą
tę prowincję
na smyczy
w pola wyobraźni
na mistyczny spacer
A potem grają, grają
o łut pamięci
„IMPERIAL"
Przyjaciołom moim
Leszkowi, Wackowi, Lidce i Baśce
W Nowym Sączu nikt nie chce
Słuchać starych legend
Prezydent prezydenci
Wojewoda wodzi
To co było w Dunajcu
Odpływa na łodzi
Śnieżynką o zmierzchu
Z „Imperialu" gwar słychać
dźwięczą filiżanki
Adam truje o truciu
Staszek w głos się śmieje
Andrzej wrzeszczy
a w progu staje właśnie Stramski
i tubalnie ogłasza
że nic się nie dzieje
Major Rose-Rustecki
świntuszy kawały
Panienki mu się mylą
z ułańską piosenką
Pachnie kawa i słowa
wzbierają poezją
Wchodzi Tadek Szczepanek
z ikoną pod rękę
Marzenia dym unosi
Nadzieje się kłębią
Leszek nerwowo nowe
rozgrzebuje wiersze
Mimo zimy jest ciepło
I każdy od nowa
usiłuje zapłacić za swe
Głupie serce
Sny strzępią się po nocach
czas gubi się w latach
Jagiellońska nie taka
i Sącz już nie taki
A my jak rozsypane
po bezdrożach pióra
Ciągle nocą wracamy
do swojej Itaki
Sądeckie ulice
Ulica Jagiellońska
nie prowadzi już do nieba
nie spotyka się tu
przyjaźni
nie otwiera
żadnych furtek nadziei
Kunegundy nie wiedzie
do nikąd
za miasto
w świat za oczy
Nie ma już
gęsich plant
ani maślanego rynku
ani Parku Strzeleckiego
Choć ratusz dumnie stoi
nie ma już tego
głównego rynku
który po przepiciu
telepał się z zimna rano
pod kasztanem
zanim otworzą pierwszy bar
na Krakowskiej
Planty jeszcze oddychają
w środku miasta
Tu siedzieli trzej przyjaciele
- mówię do żony -
Mój dziadek, dziadek Tomka
Maszynista Kolei Wiedeńskiej Scheuer
I pan Grzywacz
Wspomnienie
Nad Szlachtową
nad Jaworkami
zbierają się cienie
Łemków
każdego wieczoru
zapalają watrę księżyca
przysiadają mgłą
na polanach
buszują po halach
śpiewają nad Białą Wodą
Ze szczytu Durbaszki
widać nocą
jak czas broczy
krwawą kaliną
wiatrem zapomnienia
Tylko święci
ze skradzionego
ikonostasu
nie odczuwają lęku
CZY TO JUŻ ŚNIEG
Pusto jest w moim domu
W dolinie wyobraźni
liście starzeją się
nie podlewane od lat
od gór wieje popiołem
rzeka wytrzeszcza kaprawe oczy
i cisza
na wiolonczeli wiatru
fałszywie gra
dom który umarł nagle
na zawał pamięci
pamięć która stanęła
ością w gardle czasu
czas obrany z godzin
jak pomarańcza
pusto jest na drogach
choć nie zamarzły jeszcze
ślady płóz
AMEN
Prosimy, Panie
daj nam wiarę
siłę by przeżyć
życie mądrzej
i szarym ludziom
zrzuć pieniądze
a władzy daj
komórki szare
A gdy przeminą
ślady burzy
spraw by w tym kraju
nikt nie tchórzył
Wiesław Kolarz