Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Wtorek, 19 marca. Imieniny: Aleksandryny, Józefa, Nicety
25/10/2016 - 05:40

Ukrainka Katerena szuka szczęścia w Nowym Sączu: Nasz Zachód jest tutaj

- Dla nas Polska to Zachód, tak jak dla was Anglia. I my i wy musimy się tułać za granicę, żeby zarobić jakieś większe pieniądze. W pewnym sensie jedziemy na podobnych wózkach. Tylko, że ten polski wózek zajechał już dalej. My jesteśmy za wami daleko w tyle, mówi Katerena, należąca do coraz liczniejszej grupy Ukraińców, którzy przyjechali do Nowego Sącza szukać swojego finansowego szczęścia.

Katerena ma dwadzieścia cztery lata. Niedawno wyszła za mąż i marzy o lepszym życiu. To niewyszukane marzenia. Nowe meble do niewielkiego, własnego mieszkania i używany samochód. Ale kiedy zarabia się w przeliczeniu na złotówki pięćset, sześćset złotych, na taki wydatek nikogo nie stać. Dlatego wielu jej znajomych wyjeżdża do Polski albo do Czech, gdzie jak mówią jest boom na Ukraińców.

Do Nowego Sącza przyjechała razem z mężem ze Swalawy. To niewielkie, liczące dziesięć tysięcy miasto w obwodzie zakarpackim, leżącym w zachodniej części Ukrainy, na obszarze graniczącym z Polską, Słowacją, Węgrami i Rumunią.

- Żyje się u nas bardzo ciężko, szczególnie jeśli nie ma się pracy. My co prawda z moim mężem Aleksem pracowaliśmy w niemieckiej firmie motoryzacyjnej produkującej części do autobusów, ale nasze dwie pensje ledwo pozwalały na wiązanie końca z końcem. Zdecydowaliśmy, że pojedziemy do Polski. Jesteśmy tu od trzech miesięcy.

Decyzja - jak mówi Katerena- nie była łatwa. O półrocznym bezpłatnym urlopie z firmy, a na tyle dostaje się średnio pozwolenie na pobyt, nie mieli co marzyć. Byli zwykłymi pracownikami obsługującymi taśmę produkcyjną, więc usłyszeli, że na ich miejsce czeka długa kolejka chętnych. Jednak perspektywa czterokrotnie większego wynagrodzenia w Polsce, okazała się tak kusząca, że zdecydowali się na zwolnienie z firmy.

Jak trafili do Nowego Sącza?

- U nas na Ukrainie są ludzie, którzy żyją z tego, że pośredniczą w załatwianiu pracy w Polsce. To zamieniło się w całkiem intratny biznes, jeśli ktoś ma do tego głowę - mówi Katerena. - Jeden z tych ludzi powiedział nam, że na południu Polski jest takie miasto, gdzie potrzebują Ukraińców do pracy w zakładzie mięsnym. Powiedział nam też, że załatwi wszystkie formalności związane z zatrudnieniem i mieszkanie.

Po namyśle małżonkowie zdecydowali się na przyjazd do Nowego Sącza, choć jak mówi Katerena, nie było łatwo zostawić na Ukrainie rodzinę, w której od dłuższego czasu  nie brakuje smutków i zmartwień, bo jej ojciec i brat są na wojnie.

- Ten konflikt na Ukrainie rozpętany przez polityków dotyka nas, zwykłych ludzi. Cierpią całe rodziny, a my w tym wszystkim pogubiliśmy się i już sami nie wiemy kto tu ma rację. A my chcemy tylko normalnego, godnego życia. Ukraińscy oligarchowie, którzy opływają w fortuny biją się o wpływy, o pieniądze, a prości ludzie żyją w biedzie i już  się w tej wojnie pogubili.

- U was w Polsce jest tak normalnie. I widać, że ludziom żyje się dobrze. Ale tęsknię za domem i nie mogę doczekać się powrotu na Ukrainę, choć Nowy Sącz to naprawdę miłe i ładne miasto. Naprawdę je polubiłam.

Na to, żeby polubić Nowy Sącz Katerena potrzebował trochę czasu. Mieszkanie, które dzieli z sześcioosobową grupą Ukraińców dalekie jest od luksusu. Kilka łóżek w dużym pokoju i mała kuchenka gazowa, na której każdy próbuje coś upichcić po pracy. No i dokucza i brak intymności. Ale Katerena powtarza sobie, że przecież nie ona jedna musi znosić te niewygody i że w końcu nie przyjechała do Polski na wakacje, tylko na zarobek.

- Przede wszystkim jestem naprawdę zadowolona z pracy. Mam zajęcie przy taśmie produkcyjnej. Robimy wędliny. I muszę powiedzieć, ze pracuje mi lepiej niż w moim zakładzie z Ukraińcami. Wszyscy są naprawdę dla mnie mili. I zauważyłam, że wy Polacy bardzo lubicie śpiewać. Moje koleżanki z zakładu często coś nucą i są bardzo wesołe. U nas na Ukrainie, wszyscy w pracy ciągle rozmawiają o problemach. W was Polakach jest więcej pogody ducha, więcej luzu i optymizmu i duo życzliwości. Codziennie po pracy zawsze ktoś pyta czy mam jak dojechać do domu i zawsze znajdzie się ktoś kto mnie podwiezie. W ogóle to w Nowym Sączu nie spotkała mnie jak dotąd żadna przykrość ze strony Polaków.

Katerena chwali sobie też zarobki. Zarabia dwa tysiące złotych na rękę. To, co dla mieszkańca Nowego Sącza jest marną pensją na prowincji, dla Ukraińców stanowi naprawdę dobry zarobek.

- My w Polsce zarabiamy tak, jak wy na Zachodzie. Cztery razy więcej. Dla nas to wy jesteście Zachodem. Ale wy Polacy też musicie tułać się za granicę, żeby zdobyć jakieś większe pieniądze. W pewnym sensie jedziemy na podobnych wózkach. Tylko, że ten polski wózek zajechał już dalej. My jesteśmy za wami daleko w tyle. Ale może i u nas się poprawi - wzdycha Katerina.

Więcej na temat Ukraińców w Nowym Sączu przeczytasz w miesięczniku Sądeczanin 

Agnieszka Michalik, fot własne 







Dziękujemy za przesłanie błędu