Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 28 marca. Imieniny: Anieli, Kasrota, Soni
10/03/2019 - 01:00

Debata Sądeczanina: czy możemy wymyślić nasz region na nowo?

- Powtarzanym do znudzenia truizmem jest stwierdzenie, że poznawanie przeszłości ma niebagatelne znaczenie dla zrozumienia teraźniejszości i planowania przyszłości. Jednak skupianie się wyłącznie na pojedynczych wydarzeniach i problemach nie pozwala nam wyciągać ogólniejszych wniosków, a takie są najbardziej użyteczne w projektowaniu przyszłości - pisze Jakub Marcin Bulzak w pierwszej części swych rozważań nad przyszłością regionu.


Doskonała, regionalna kuchnia, oparta na miejscowych produktach nadal nie jest dobrze reklamowana

Osobno - tak, razem - nie

Nie można odmówić niektórym gminom z naszego terenu, czy raczej ich włodarzom, zasług w realizacji świetnych pomysłów o większej lub mniejszej skali, bardziej lub mniej nowatorskich, ale rzadko skorelowanych z bliskimi i dalekimi sąsiadami. Mam oczywiście na myśli wyłącznie przedsięwzięcia rozwojowe, ożywiające, wykraczające poza realizację ustawowych zadań własnych gminy.

Nie chcę odwoływać się do konkretnych przykładów, by uniknąć zarzutów o stronniczość, czy „lokowanie produktu”. Czynię to również dlatego, by zwrócenie uwagi na problem miało charakter uniwersalny, a nie było formą wytknięcia zaniedbań i braku wizji konkretnym osobom, czy środowiskom. I tu dotykamy jednego z największych przekleństw, które uniemożliwia decydentom spojrzenie na region jako jeden organizm, przekraczający administracyjne granice gmin, wymagający ścisłej współpracy w kluczowych obszarach. Tym przekleństwem jest zbyt głębokie wkroczenie partyjnej polityki do samorządu, nawet gminnego.

W takim klimacie, gdzie najważniejszy jest szyld, królują zasady: „nie ważne jak, byle w kontrze do poprzednika”, „nie ważne jak, byle na złość rządzącym/opozycji”, „nie ważne nic, byle ze sobą wojować”. Na nic zdają się cynicznie wypowiadane frazesy o przedkładaniu ponad wszystko dobra gminy/mieszkańców i deklaracje gotowości współpracy w dziele poprawienia życia obywateli. W tle dobrej zabawy w politykę marnieje nam region, na który nie ma pomysłu.

Nikt tego za nas nie zrobi

Kto ma, jak mawiał ks. prof. Tischner, oczy ku patrzeniu i uszy ku słyszeniu, zdaje sobie sprawę, że nasz region musimy wymyśleć na nowo sami – nikt tego za nas nie zrobi. Gdyby ktoś ten pomysł miał, zapewne zrealizowałby go już dawno. Ale nie mają na nas pomysłu żadne kolejne rządy (w tym względzie są, o dziwo, jak nigdy wzorcowo zgodne, ponad wszelkimi podziałami!).

Bo też nie mamy niczego, co rządom mogłoby się przydać: ani surowców, ani terenów pod inwestycje zagranicznego kapitału, ani tradycji w strategicznych gałęziach przemysłu, ani nawet labilności w preferencjach politycznych, by opłacało się nam fundnąć pęto kiełbasy wyborczej z odpowiednim numerem listy… Nie mają też na nas całościowego pomysłu kolejne władze wojewódzkie.

Wspierały oczywiście wiele inicjatyw z zakresu kultury i turystyki (w większości projekty tzw. miękkie, czyli imprezy i wydarzenia, ale także np. budowę ścieżek rowerowy na szlaku EuroVelo) i chwała im za to, ale trochę przekornie można powiedzieć, że inwestycją symboliczną w myśleniu o Sądecczyźnie (skądinąd świetną, bardzo potrzebną i domagającą się podziękowania) była budowa Miasteczka Galicyjskiego, czyli rozbudowa skansenu… Nie jesteśmy niestety oczkiem w głowie urzędników z Basztowej i Racławickiej. Skutecznie zasłania nas stołeczny Kraków, rozpieszczana Małopolska zachodnia, umiejące walczyć o swoje Podhale.


Na ile silna jest w Polsce marka sądeckich uzdrowisk?

Co to mogłoby być?

Jakich sfer miałaby dotyczyć ta spójna i całościowa wizja? Z jednej strony nie mamy zbyt wielkiego pola do popisu, ale z drugiej klaruje się ono dość naturalnie. Nie będziemy ośrodkiem przemysłowym (może i dobrze), węzłem komunikacyjnym, zagłębiem central korporacyjnych, bazą transportową. Jest kilka elementów, które Sądecczyzna może wykorzystać jako punkt zaczepienia w pomyśle na siebie: przetwórstwo owocowe (niegdyś silne, później podupadłe, teraz na nowo rozkwitające), produkcja zdrowej żywności (zwłaszcza przetworów z mleka owczego), a przede wszystkim turystyka bazująca na walorach krajobrazowych i historycznych.

Ten pomysł na region nie powinien zamykać się na jednym obszarze. Być może należałoby wskazać jeszcze inne, lepiej nadające się na sądecki znak rozpoznawczy, ale mogłoby się to stać dopiero w sytuacji zainicjowania wspólnych działań, o jakie tu apeluję. Wypracowana koncepcja, definiująca losy naszego regionu na dziesięciolecia, ległaby u podstaw skorelowania szeregu innych obszarów. A patrząc na region jako całość, znajdziemy mnóstwo elementów wymagających wspólnego rozpracowania.


Niestety, Sądecczyzna nie na wszystkich tak działa...

Małe części większej całości

Za przykład niech posłuży rozkład szlaków komunikacyjnych w obrębie i okolicy miasta Nowego Sącza.

Od wielu lat prowadzone są debaty, czasem materializowane w inwestycjach, na temat przebiegu kolejnych dróg. Legendarne były boje o trasę tzw. obwodnicy zachodniej. Ale nawet one prowadzone były bez odniesienia do docelowego kształtu infrastruktury drogowej w Kotlinie Sądeckiej. Brak tego odniesienia łatwo uzasadnić – on po prostu nie istnieje. Gdyby było inaczej, nie doszłoby do sytuacji, w której „wschodnia obwodnica”, prowadząca ulicami Witosa i Pieczkowskiego, wprowadza tranzyt do centrum miasta (ul. Prażmowskiego, Most 700-lecia), gdyż planowane jej przedłużenie od Chruślic, przez przecięcie ul. Lwowskiej i Długoszowskiego, z budową mostu na Kamienicy i wpięcie do „ronda” w ciągu  Al. Piłsudskiego w pewnym bliżej nieokreślonym momencie rozpłynęło się.

Gdyby było inaczej, przed szczelnym zabudowaniem osiedli Dąbrówka, Biegonice, Poręba Mała należało wytyczyć przebieg „południowej” obwodnicy Nowego Sącza. Gdyby było inaczej od dawna dokładnie wiedzielibyśmy, którędy „przebiegnie z pewnością jasna, długa, prosta, szeroka jak morze” droga na lewym brzegu Dunajca od mostu w Kurowie do Chełmca, czy droga od Biegonic do Małej Wsi przez tzw. „trzeci most na Dunajcu”.

Ale nie tylko komunikacja jest polem uzgodnień. Trwa reforma edukacji, która zmienia strukturę szkolnictwa, wymuszając dostosowanie sieci szkół. W związku z tym, że szkoły ponadpodstawowe nie są obowiązkowe, nie wiążą się z rejonizacją i generują migracje młodzieży, a dodatkowo prowadzone są przez powiaty, próba zestrojenia sieci szkół tego typu powinna odbyć się w porozumieniu obu starostw: ziemskiego i grodzkiego. To na poziomie regionalnym dobrze byłoby ustalić gdzie, ile i jakich liceów, techników i szkół branżowych potrzeba. I znów wracamy do powyższego punktu: gdyby Sądecczyzna miała określony profil gospodarczy, np. przetwórstwo owocowe, pod tę specjalność należałoby kształcić młodzież z tego terenu.








Dziękujemy za przesłanie błędu