Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 29 marca. Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona
19/04/2015 - 00:07

Szarek o filmach: „Piramida” bzdur Grégory'ego Levasseura

Zespół amerykańskich archeologów gubi się w ciemnych korytarzach starożytnej piramidy egipskiej.
„Piramida” (2014), reż. Grégory Levasseur
USA, 89', horror

Recenzja: Począwszy do quasi-nowatorskiego „Blair Witch Project” (1999) duetu Myrick-Sánchez, wybornie podanego „Projektu: Monster” (2008) Matta Reevesa, kończąc na mrożących krew w żyłach filmowych seriach, a konkretnie protoplastach serii „Paranormal Activity” i „REC”, to dobitne przykłady na to, że odziana w szaty paradokumentu stylistyka „found footage” stała się czymś więcej niż jest w rzeczywistości – ważnym nurtem współczesnej sztuki filmowej; żadną tam chwilową modą dla spragnionych nowinek mas, ale czymś trwałym i konkretnym. Obecnie jednak trudno nie zauważyć tendencji spadkowej co do jakości rokrocznie wypuszczanych klonów gatunku, czerpiących pełnymi garściami z dorobków swoich poprzedników, ślizgających się na granicy cinéma vérité, pseudo-naukowości i kiczu. Tak jest niestety w przypadku wchodzącej do kin „Piramidy” (2014) Grégory'ego Levasseura, debiutu reżyserskiego etatowego scenarzysty mistrza kina grozy Alexandre’a Ajy.

Fabuła „Piramidy” jest prosta jak budowa cepa. Mamy grupkę egiptologów, mamy i tytułową piramidę dopiero co odkrytą w gorących piaskach pustyni, są też chęci szczere co do jej spenetrowania i, co najistotniejsze – jest i ciemna strona mocy zamknięta w jej wnętrzu, mityczne bestie dybiące na życie każdego, kto odważy się przekroczyć próg pradawnej budowli. Członków ekspedycji czekać będzie bezwzględna walka o przetrwanie oraz, rzecz jasna, rozwikłanie zagadki tajemniczej piramidy i jej zawartości.

Oglądanie „Piramidy” – przy której „Jako w piekle, tak i na Ziemi” (2014) Dowdle’a jawi się niczym graniczące z absolutem arcydzieło sztuki filmowej – to nic innego jak półtoragodzinny seans zmagań twórców kompletnie niezainteresowanych swoim „dziełem”, autorsko biernych, nastawianych nie na to, aby coś pokazać, ale sprzedać. Film zawodzi dosłownie na każdym poziomie; po projekcji nie znajdzie się miejsce na dywagacje typu: „dobra, ten element był kiepski, tamten w ogóle do bani, ale, słuchaj!, ta scena to była prawdziwa bomba!”. Nic z tych rzeczy. Największy z możliwych zarzutów jaki tylko może paść względem filmu typu horror to fakt, że film nie straszy, nie spełnia podstawowego kryterium wymaganego dla prawdziwego „straszaka” z krwi i kości – ma być strasznie. Koniec, kropka. Film Levasseura nie jest w stanie wytworzyć atmosfery grozy, powolnie, stopniowo, acz skutecznie budowanego napięcia, które w pewnym momencie zaczyna uwierać, w końcu wybucha, a my spadamy z fotela. „Piramida” bazuje wyłącznie na odradzającej się, bez końca i od nowa, podstawowej mechanice każdego horroru, czyli techniki „jump scare”, która jako narzędzie służące wywołaniu dyskomfortu u widza sprawdza się wyśmienicie – kiedy nadużywana bardziej nuży niż zyskuje. W końcu zaczyna irytować. Co więcej, w filmie próżno szukać bohatera, któremu moglibyśmy kibicować. Z każdą kolejną sekwencją scen tracimy zainteresowanie zarówno historią, jak i bohaterami, mamy gdzieś ich losy i jaki będzie finał. W końcu zaczynamy kibicować antagonistom, trzymając kciuki za to, że zaraz wyskoczy jakieś bobo i głównych bohaterów zje.

W filmie Levasseura nie dzieje się nic; to piramida komunałów budowana na zgranych do żywego kliszach gatunkowych typu: grupa bohaterów postanawia trzymać się razem, po czym nagle, nie wiedzieć czemu, rozdzielają się, a finał… jak to łatwo przewidzieć. W poczynaniach bohaterów, brak racjonalnego myślenia, logiki poczynań. Nie wiadomo w końcu czy obserwujemy zmagania grupy egiptologów-intelektualistów czy rozhisteryzowanej bandy nastolatków żywcem wyjętej z serii „Piątek trzynastego”. W filmie zupełnie brak dramaturgii, i nie jest to jedynie zasługą fatalnie rozpisanego scenariusza, ale bezbarwnej obsady, u której próżno szukać jakiegokolwiek zaangażowania, próby nadania zarówno granym postaciom, jak i samej fabule, charakteru, aby rozbudzić w widzu ciekawość co do ich losów i finału opowieści.

Podsumowując, nuda, nuda i jeszcze raz głupota. Zdecydowanie odradzam.

Ocena: 1/10 (nieporozumienie)

***

Seanse w kinie SOKÓŁ / Nowy Sącz

17 kwietnia g. 17.00, 21.30; 18 kwietnia – 19 kwietnia g. 17.00, 20.55; 20 kwietnia g. 17.00, 21.30; 21 kwietnia g. 17.00, 20.55; 23 kwietnia g. 17.00, 20.55

Seanse w kinie HELIOS / Nowy Sącz

17 kwietnia – 23 kwietnia g. 15.00, 19.00, 21.00

Więcej filmów na synekdochanowysacz.blogspot.com. Szczegółowe informacje na temat repertuaru można znaleźć na mcksokol.pl i helios.pl.

Bartosz Szarek
Fot.: kadr z filmu

**

Bartosz Szarek (ur. 1 grudnia 1986 w Nowym Sączu) – filolog, tłumacz, publicysta, recenzent i krytyk filmowy, absolwent Wyższej Szkoły Lingwistycznej w Częstochowie na kierunku filologia angielska, specjalność lingwistyka stosowana. Obecnie nauczyciel języka angielskiego w PTZ w Nowym Sączu, redaktor bloga filmowego „Synekdocha, Nowy Sącz”.








Dziękujemy za przesłanie błędu