Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 29 marca. Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona
23/01/2015 - 15:07

Historia: AK na Sądecczyźnie. Od Wilka do Tatara

Dla sądeczan najpopularniejszym oddziałem partyzanckim Armii Krajowej jest niewątpliwie słynny Oddział „Tatara”, który operował głównie w paśmie Jaworzyny Krynickiej, dlatego dziwić może fakt, iż ta jednostka weszła potem w skład „gorlickiego” III batalionu 1 Pułku Strzelców Podhalańskich AK. Jednak jednostką, która formalnie miała więcej wspólnego z Nowym Sączem, był Oddział Partyzancki „Wilk”. To ta jednostka była bazą dla utworzenia „sądeckiego” I batalionu 1 PSP AK, mimo iż miejsca jego stacjonowania rzadko obejmowały Beskid Sądecki.
OP Wilk powstał z inicjatywy inspektora nowosądeckiego AK, Stanisława Mireckiego ps. „Pociej”. Miał pozostawać w dyspozycji Inspektoratu AK Nowy Sącz a zarazem zaangażować ludzi „spalonych”, którzy nie mogli mieszkać w swoich domach ze względu na zagrożenie aresztowaniem.

Oddział został zaprzysiężony 8 sierpnia 1943, nazwa „Wilk” została przyjęta w listopadzie tego roku. Początkowo składał się z dwóch plutonów, dowodzonych przez Jana Stachurę „Adama” z Mszany Dolnej oraz znanego głównie z powojennej, antykomunistycznej działalności Józefa Kurasia „Ognia” z Waksmundu.

Kuraś, noszący wcześniej pseudonim „Orzeł”, został wcielony do AK po rozbiciu przez Niemców Konfederacji Tatrzańskiej, w ramach której dowodził dyspozycyjnym oddziałem partyzanckim.

Siedziba oddziału w tym okresie znajdowała się w na hali Stawieniec w Gorcach. W początkowym okresie oddział był bardzo słabo uzbrojony. Partyzanci dysponowali w tamtym czasie kilkoma starymi karabinami różnego typu, kilkoma sztukami broni krótkiej – w tym Vis wz.35 i Parabellum P08, dubeltówkami i jednym Ręcznym Karabinem Maszynowym Browning wz. 28, przechowanym od czasu kampanii wrześniowej. W najmniej odpowiednich momentach, w trakcie akcji zdarzały się niewypały na skutek przechowywania amunicji w wilgotnym miejscu. Umundurowanie również pozostawiało wiele do życzenia. Partyzanci nosili głównie cywilne ubrania, tylko nieliczni mieli elementy polskiego przedwojennego munduru. Z czasem zaczęły przeważać zdobyczne niemieckie mundury pozbawione nazistowskiej symboliki. Można stwierdzić, iż menu partyzanckie wyglądało odwrotnie niż ludzi żyjących w wioskach i miasteczkach, mięsa było pod dostatkiem, za to chleb i ziemniaki były prawdziwym rarytasem.

Zanim oddział przeprowadził pierwszą akcję, tragiczny wypadek zagroził jego dalszemu istnieniu. We wrześniu 1943 przypadkowo przez jednego z partyzantów został postrzelony komendant, Władysław Szczypka „Lech”. Postanowiono, że nieostrożny sprawca za karę będzie musiał wykonywać najbardziej ryzykowne zadania. Nowym komendantem został dotychczasowy zastępca zmarłego „Lecha”, Jan Stachura.

Chrztem bojowym oddziału był sierpniowy atak na strażnicę Grenzschutzu w Harklowej na Podhalu. Niestety akcja zakończyła się fiaskiem, partyzanci zbyt wcześnie przecięli druty telegraficzne, przez co Niemcy zwiększyli czujność i przywitali AK-owców ogniem karabinów maszynowych zanim ci zbliżyli się do placówki. Na szczęście obyło się bez strat.

Kolejna znacząca akcja oddziału miała miejsce na terenie Obwodu Nowy Sącz AK. Celem była również placówka Grenzschutzu, tym razem w Wierchomli. 8 października 1943, po kilkudniowym marszu partyzanci wdarli się do budynku zajmowanego przez niemieckich strażników. W akcji wzięli też udział członkowie placówki Łomnica AK oraz starosądeczanie z egzekutywy inspektoratu. Sukces pewnie nie byłby możliwy gdyby nie fortel, którego użyli Polacy. Wdarcie się do strażnicy tak opisuje Tadeusz Czech „Wicek”:

Zbliżając się do celu, przebrałem się za kobietę. Podwinąłem spodnie poza kolana, owinąłem sznurkiem żeby nie spadły, marynarkę do plecaka, pistolet za pas pod bluzkę i byłem gotowy. W chustce na głowie nikt nie powiedziałby ze to mężczyzna. Koledzy z grupy robili hecę z mojego przebrania. Była godzina piata – jasny dzień. Natychmiast po dojściu zbiegliśmy na drogę i już jako para przemytników z eskortą zbliżaliśmy się do posterunku. Wartownik stojący przed schodami wiodącymi na ganek czekał z uśmiechem na babę z plecakiem ciągniętą przez policjanta. Nawet nie skierował do nas broni i nie zatrzymał w przepisowej odległości. Zamarł, gdy zobaczył pod brodą mój pistolet. Ściągnąłem mu hełm na oczy, przygiąłem ku ziemi i rąbnąłem ciężkim visem w kark. Nieprzytomnego odciągnęli „Mira” z „Kobrą” za róg domu. (…) Szczęśliwym trafem, przypadkiem, niemiecki kucharz /widzieliśmy go poprzednio z krzaków/ wyszedł do sąsiedniego domu po mleko, zostawiając drzwi otwarte. (...) Zaraz za drzwiami na podłodze na materacach leżał młody Niemiec, a u jego stóp stał oparty o ścianę karabin. Natychmiast usiadł, ale ja byłem szybszy. Wyciągnąłem ku niemu visa, mruknąłem „Hände hoch”, lewą ręką złapałem karabin. Niemiec znieruchomiał. W tym momencie „Hans” i inni już działali...

Wewnątrz budynku doszło do strzelaniny i walki wręcz. Zaskoczeni Niemcy w większości poddali się bez walki, dwóch Polaków odniosło niegroźne rany. W wyniku brawurowej akcji zdobyto wyposażenie żołnierskie oraz nawet kilkadziesiąt sztuk broni, w tym ręczny karabin maszynowy. Atak na strażnicę zakończył się sukcesem, jednak nie obyło się bez zgrzytów. W szturmie nie wzięli udziału wszyscy partyzanci, którzy planowo mieli to zrobić, część została w pobliżu strażnicy. Grupa ta nie była przygotowana do tak brawurowych akcji w dzień. Podczas walki budynek został ostrzelany z RKM-u mającego osłaniać szturm, mimo iż w środku znajdowali się też AK-owcy.
Partyzanci wycofali się w kierunku Lubania, wykorzystując pojmanych Niemców jako tragarzy do transportu zdobycznego sprzętu.

Z początkiem listopada część oddziału wzięła udział w kolejnej akcji na terenie Obwodu Nowy Sącz AK, tym razem na posterunek Forstschutzu w Rytrze. Akcja nie była udana, partyzanci musieli się wycofywać pod ciężkim ostrzałem strażników. Tymczasem zbliżała się zima, partyzanci "Wilka" potrzebowali schronienia. Pluton „Ognia” złożony głównie z waksmundzian przystąpił do budowy obozu pod Czerwonym Groniem w Gorcach. Wykonano 2 dobrze zamaskowane ziemianki mieszkalne oraz magazyn.
Cdn.

Andrzej Bieda


Bibliografia:

Maciej  Korkuć, Józef Kuraś "Ogień". Podhalańska wojna 1939 - 1945, Kraków 2012;
Tadeusz Czech "Wicek", Tym  groźniejszy, że gotów był zginąć, Stary Sącz 1989

Na zdjęciu: Partyzant "Wilka" w okolicach Czerwonego Gronia, rekonstrukcja GRH Żandarmeria, grudzień 2014.

**
Autor pochodzi spod Limanowej, jest absolwentem politologii na UJ (2010). Interesuje się historią Armii Krajowej w naszym regionie. Angażował się w rekonstrukcje historyczne AK.








Dziękujemy za przesłanie błędu